poniedziałek, 20 grudnia 2010

Hej ho, hej ho do domu by się szło(!?)

Tak sobie myślę, że w zasadzie dlaczego mam nie napisać nowej notki ? Zważywszy na to, że ostatnia pojawiła się lata świetlne temu.
Pora jak najbardziej odpowiednia do pisania.
A działo się dużo. Oj dużo.

Ale obecnie liczy się tylko to, że od wylotu do domu dzielą mnie jakieś 34 godziny.
Stan podekscytowania jest tak silny, że zasnęłam dziś o 3 w nocy (po drodze oglądając seriale, tłumacząc słówka z niemieckiego), obudziłam się zaś 4 min. po godzinie 6.
Nie martwiłoby mnie to, gdyby nie perspektywa 8 godzin pracy i kursu językowego.
Doprawdy daję sobie 10% szans na przeżycie. Wykitować przed samym wylotem to dopiero !
I nie chcę myśleć o tym, co będzie się działo dzisiejszej nocy...

I w zasadzie "nie stać" mnie obecnie na napisanie czegoś więcej. Serce mi łomocze, a każda kończyna wykonuje dziki taniec radości. I bólu.

piątek, 3 grudnia 2010

Zegarki, biżuteria, czekolady

 "Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Co to będzie, co to będzie?"

I- Spacerowałam sobie razu pewnego po Bahnhofstrasse wraz z mini-mini. Zważywszy na me zarobki jest to ulica w sam raz dla mnie. 90 % stanowią ekskluzywne sklepy. Uchodzi za jedną z najdroższych w Europie.
I tak sobie podziwiałam wystawy owych "tanich" sklepów. Zarówno tych z ubraniami, w których nigdy w życiu bym nie wyszła, czyt. nie wiadomo gdzie jest przód, gdzie tył; gdzie lewa, a gdzie prawa strona; gdzie rękaw, a gdzie nogawka itd. Pomyślałam sobie jednak, że razu pewnego, gdy ukończę już JAKIEŚ studia, znajdę JAKĄŚ pracę i BOGATEGO partnera (nie męża) wstąpię do takiego GLOBUSA i zakupię parę rękawiczek za 69 CHF, do tego czapkę za 80 CHF i w komplecie szalik za jedyne 170 CHF (o ile mnie pamięć nie myli).
Wróćmy jednak do wystaw. O ile ubrania kompletnie do mnie nie przemawiają, o tyle na biżuterię i zegarki patrzę, patrzę, patrzę i przestać nie mogę. Nie tylko ze względu na piękno klejnotów szlachetnych, ale także ze względu na ceny. Ano, bo chcąc zakupić takie cudeńko trzeba liczyć się z tym, że ich ceny składają się z min. 5 cyfr. I gdy tak przyglądałam się pierścionkom, kolczykom, bransoletkom, zegarkom zwróciłam uwagę na pewną parę, która właśnie wchodziła do jednego z owych sklepów. A czymże zasłużyli sobie na mą uwagę ? Ano tym, że on zbliżał się właśnie do setki, ona zaś może rok temu stała się pełnoletnia. I bynajmniej nie był to dziadek z wnuczką. Nie tym razem. Niektórzy mogliby stwierdzić, że nie był on dżentelmenem, gdyż nie otwarł jej drzwi. Śpieszę jednak wyjaśnić, że w owych sklepach drzwi otwierają panowie w garniturach, za które można by przypuszczalnie zakupić 2 pierścionki i pół zegarka (to jest praca marzeń mych!). I kiedy tak ów nietypowa para wkroczyła do sklepu on rzekł: wybierz co chcesz, nie patrz na ceny. Ona zaś na ceny patrzyła. Chciała kupić najdroższą rzecz, bo przecież jej się należy.
A przynajmniej taki scenariusz powstał w mej głowie. I właśnie w tamtej chwili obiecałam sobie, że kiedy dorobię się pięciocyfrowej kwoty (obstawiam, że stanie się to za góra 2 lata), pójdę do jednego z tych sklepów, pan w garniturze otworzy mi drzwi, ja zaś skieruję swe kroki w stronę pierścionków, kupię ten najdroższy i będę chodzić i chwalić się wszystkim, że kupiłam pierścionek za 50 tysięcy CHF. Ukrywanie tego to żadna przyjemność. Tu chodzi o podziw, zazdrość i szacunek ! Tak więc będę się z tym obnosić. A co mi tam !



 
A w Zurichowie zagościł prawdzie święta. Wszędzie słychać piosenki świąteczne, widać ozdoby świąteczne i czuć zapachy prażonych orzechów i gorącego wina.


Śpiewająca choinka ! Lollipop !

II- My z kolei udałyśmy się do fabryki czekolady Lindt (!), by przygotować się do wyjazdu do Polski. Zapach czekolady czuć było już po wyjściu z autobusu. 






No i to by było na tyle. Pora odpocząć.
D.