poniedziałek, 31 stycznia 2011

P czy P ?

Niektóre wydarzenia, zarówno te traumatyczne, jak katastrofa w Smoleńsku czy wypadek, w którym śmierć poniosła Bogu ducha winna osoba; jak i chwile radosne- wyjazd, poznanie kogoś, powodują u mnie
początek WIELKIEGO ROZMYŚLANIA nad dwoma pojęciami: PRZYPADKIEM& PRZEZNACZENIEM. I takie oto rozmyślania towarzyszą mi ponownie od soboty.

          sechs

Czy więc przypadkiem czy przeznaczeniem było to, że host- mother zachorowała w skutek czego mój babysitting nieco się skrócił ?

Autobusy i pociągi nie pozwoliły mi dojechać na imprezę urodzinową. Przypadek czy przeznaczenie ?

 
fünf

Dwie dziewczyny postanowił jednak udać się do clubu, żeby po raz ostatni rozkoszować się muzyką, która wywołuje w nie opisane już wcześniej dziwne uczucia (wciąż niezrozumiałe). P. czy P. ?

W clubie tóż przed samym wyjściem zagaduje do nich "mafioso"*. Rozmowa opóźniła ich wyjście o kilka minut. P., a może P. ?

 vier

W skutek owego opóźnienia, gdy docierają na przystanek, z którego odjeżdżają wszystkie nocne autobusy, okazuje się, że spóźniły się o minutę i obserwują odjazd 20 pojazdów komunikacji miejskiej odjeżdżających o 4 nad ranem "z zewnątrz".

Przypadek czy przeznaczenie sprawiają, że udają się w stronę Mc'donaldu, który ma je uratować przed zamarznięciem, śmiercią głodową i kompletnym brakiem zrozumienia ?

drei

Zmiana miejsca- na te wygodniejsze- przypadek ? przeznaczenie ?

2 nieznajomych, którzy bezbłędnie odgadnęli kraje ich pochodzenia. Zdarzyło się to po raz pierwszy (nie byłam z Rosji!!!), co kompletnie zafascynowało dziewczyny. Postanowiły więc kontynuuować rozmowę.
Czy tak miało być czy to zbieg okoliczności ?

 zwei

Czy wymiana numerów telefonów była zaplanowana i miała swój cel czy może była ot prostą i niczym nie znaczącą czynnością ?

Czy poznając ludzi w dziwnych miejscach, o dziwnych porach (jak w Mc'donaldzie o 4 nad ranem) mówimy o p. czy p. ?

eins

Naprawdę uwielbiam się nad tym zastanawiać. Raz intuicja podpowiada mi, że nic nie dzieje się bez przyczyny, innym razem wszystko zdaje się krzyczeć, że całe nasze życie jest tylko splotem przypadków.
Kolejna niewyjaśniona kwestia. Chyba powinnam się przyzwyczaić do tego, że nie potrafię znaleźć odpowiedzi na coraz to więcej pytań.
A może właśnie na tym polega dorosłość ?
Na braku możliwości znalezienia ich, choćby stawiało się całe swoje życie do góry nogami ?
Przemyślę więc i to :)

Nieco zagubiona D.

* wiele znanych nam już osobników posiada charakterystyczne dla nas określenia. Nie znamy imion, ale dla szybkiego kojarzenia o kim mowa nadajemy im nazwy. Ów wyjątkowo przystojny facet od samego początku
wyglądał nam na człowieka mafii stąd jego przezwisko.

piątek, 28 stycznia 2011

Ist hier !

Nadszedł piątek, wolny wieczór więc chyba warto udać się do miejsca na S., posłuchać V. i zobaczyć czy sytuacja się powtórzy. Mimo, że odpowiedź jest jasna- idziemy.
Czy tak właśnie wygląda nałóg ?

:) !

niedziela, 23 stycznia 2011

LISTA UKOCHANYCH MIEJSC CZĘŚĆ NIE WIEM KTÓRA

Dziś o jednym szczególnym dla mnie miejscu. Szczególnym od samego początku, bo już we wrześniu obdarzyłam je dziwnym, nietypowym, trudnym do określenia uczuciem. Tym razem nie chodzi o miejsce kontemplacji, o kościół, ratusz czy inny zabytek. Tym razem mam na myśli Club. Splendid club. Z muzyką na żywo.
Miejsce nietypowe. Nietypowe ze względu na ludzi, których można tam spotkać. Przewaga ludzi starszych, choć i tych młodych tu nie brakuje. Z całą pewnością wiele istot omijało by to miejsce z daleka (można tu oglądać namiętne pocałunki, obmacywanki etc. osób po 60). My jednak trafiłyśmy tam, gdy na fortepianie grał człowiek o cudownym głosie, powalającym wyglądzie, ogromnym talencie, świetnym poczuciu humoru. Człowiek niezwykle otwarty, hipnotyzujący wręcz publiczność. Co ciekawe nie tylko płeć piękna jest nim oczarowana.
Valentine.
Tym samym zaczął się okres cotygodniowych pielgrzymek do owego baru. Spędzanie w nim kilka godzin, słuchanie, marzenie, uśmiechanie się. W między czasie pozwanie nowych ludzi (facetów), z których 99% myślała tylko o seksie. Na szczęście obsługa (szef, barman, Valentine) okazała się być bardzo troskliwa, także wszelkie przykre doznania szybko odchodziły w niepamięć.
Zaczęła się także typowa dla Panny D. obsesja. Typowa, ale zarazem inna. Cały tydzień pracy był jednym wielkim oczekiwaniem na piątek i sobotę. Na kolejne wyjście. Jednocześnie z każdym wyjściem rodziło się coś nowego. Nowe uczucie, nowe pragnienia, nowe lęki. Myślałam, że jestem z tym sama. Jak się okazało nie do końca. Ten dziwny stan nie był doświadczany tylko przeze mnie. Po jakiś 3 tygodniach koleżanka oświadczyła, że nie jest już w stanie dłużej tam chodzić, bo COŚ DZIWNEGO dzieje się z nią kolejnego dnia. Tak jest i w moim przypadku. Nie potrafię kompletnie wrazić tego co czuję. Nie jest to strach, nie jest to smutek, nie jest to zdumienie. Nic z tych rzeczy. Nie wiem czy kiedykolwiek w swoim życiu przeżywałam coś takiego.
Teraz, kiedy Valentine powrócił na miesiąc do Zurichu to coś znów wróciło. Staram się to wyjaśnić, staram się zrozumieć, pojąć, wytłumaczyć, ale nie jestem w stanie. Nie zbliżam się nawet o milimetr do odpowiedzi. A co najciekawsze ta niepewność jest czymś strasznym, ale równocześnie niesamowitym.

Nic nie brałam, nic nie piłam. Po prostu znalazłam się znów w stanie absolutnego niezrozumienia tego, jakie emocje mną targają.

Nocy wczorajszej poznałyśmy w clubie 2 Polaków i dzięki jednemu z nich cały mój ulubiony repertuar został odśpiewany i zagrany. Niektórzy Polacy chcą umilić życie innym i chadzają do fortepianu, by prosić o kolejne hity. Są pewne piosenki, które do końca życia będą kojarzyć mi się ze Szwajcarią, splendid i V. :

1. http://www.youtube.com/watch?v=s0GIaJuan9Y&translated=1 "Hey Baby" DJ Otzi
2. http://www.youtube.com/watch?v=nPLV7lGbmT4&ob=av2em&translated=1 "Maria Maria" Santana
3. http://www.youtube.com/watch?v=pm4ivBDb53U&translated=1 "Angles" Williams
4. http://www.youtube.com/watch?v=lwTpZpwjtIE&translated=1 "We don't need no education" Pink Floyd
5. http://www.youtube.com/watch?v=irp8CNj9qBI&translated=1 "Bohemian Rhapsody" Queen (niezwykłe wykonanie V.)
6. http://www.youtube.com/watch?v=WpmILPAcRQo&translated=1 "Time od my life"
7. http://www.youtube.com/watch?v=D3AkQZcD_ME&translated=1 "Purple rain" Prince

I po wysłuchaniu owej listy czuję się doprawdy spełniona :D
Idę analizować dalej, może dojdę do składu.

Valentine, wo bist du !?
Dlaczego robisz z ludźmi tak straszne rzeczy ? :)


poniedziałek, 17 stycznia 2011

niech ktoś przyśpieszy w końcu czas

Licząc od września, jeszcze nigdy czas nie dłużył mi się bardziej niż obecnie i jeszcze nigdy nie miałam tak beznadziejnych 2 tygodni za sobą.
Nie mogę uwierzyć w to, że dopiero 14 dni. W zasadzie 2 tygodnie temu o tej godzinie siedziałam w pociągu linii Gliwice- Kraków.
Czy moje tamtejsze przemyślenia się sprawdziły ? Z całą dokładnością.
Próbuję zmienić nastawienie i zaakceptować fakt, że moja sytuacja z rodziną nie ulegnie poprawie.
Próbuję się zdystansować i nie myśleć o tym. Prawda jest jednak taka, że się NIE DA. Łapię się na tym, że w czasie wykonywania jakiejś czynności (jedzenie, mycie, czytanie) stale toczę w myślach "walkę" z moją hostką.
Odliczam dni do kolejnego powrotu do Polski, ekscytuję się wizytą dziewczyn pod koniec kwietnia i to daje mi nadzieję.

W Zurichu zagościło przedwiośnie. Wiosna to nie jest ze względu na temperaturę (10 stopni), ale słońce pięknie świeci i nieco poprawia humor.
Od razu lepiej się człowiekowi wstaje.

Jest obecnie kilka rzeczy, których nie lubię w owym mieście:
1. Zaczyna świtać o godzinie 8 !!! Zapewne wiele osób zna ten ból, gdy wstaje o 6/7, a za oknem jest wciąż ciemno. Początkowo zmierzając do pracy byłam pewna, że mój komórkowy zegarek zwyczajnie się przestawił. Wierzyć mi się nie chciało, że o 7 może być tak CIEMNO. Niczym w nocy.
2. częstotliwość latania samolotów. Pisałam już, jak reaguje na ich widok. Teraz poza wzruszeniem, które mnie ogarnia czuję jeszcze naglącą potrzebę biegnięcia na lotnisko i pozostania tam do czasu powrotu do Polski.
3. Uroki emigracji- nie mogę być na ślubie własnej siostry. Na weekend nie opłaca mi się jechać (byłabym w domu 24h), a ceny powalają... Na dłuższy urlop nie mam co liczyć, bo zarezerwowałam go na maj.
Sytuacja bez wyjścia.
4. Muszę iść do pracy (więc nie mogę kontynuować).

Pozdrawiam, Panna D.

niedziela, 9 stycznia 2011

OBSESSION

Panna D. znana była niektórym z tego, że od czasu do czasu natrafiała na temat, który wzbudzał u niej tak ogromne zainteresowanie, że jej życie skupione było głównie na owym elemencie. Ów etap fascynacji trwał zazwyczaj od kilku miesięcy do kilku lat. Przechodziliśmy więc okres ekscytacji musicalem "Romeo i Julia", filmem "Rytm to jest to", wszystkim co związane z CERNEM i wszechświatem (znów czyta książkę od fizyce*), "The big bang theory". Nadszedł czas na SAMOLOTY.
Nie wie, co dokładnie spowodowało owe zainteresowanie. Być może wynika ono z faktu, że samolot kojarzy jej się z Polską, Polska z domem, dom z rodziną i znajomymi. W ciągu kilku godzin może znaleźć się kilka tysięcy kilometrów stąd, zostawiając wszelkie zmartwienia i problemy.Samolot więc kojarzy jej się także z WOLNOŚCIĄ.
Zaczęło się jak zwykle niewinnie- ot zapoznawanie się z danymi o samolotach, oglądanie ich zdjęć,
czytanie artykułów o pracy pilotów czy stewardess. Z niecierpliwością oczekiwała więc na dzień wczorajszy, kiedy to zmuszona była udać się na lotnisko, by załatwić sprawy zw. ze zwrotem kosztów za niewykorzystany bilet lotniczy**. Przy okazji postanowiła odszukać oddanego do użytku w 2010r. tarasu widokowego. Po półgodzinnym błądzeniu znalazła się w niewielkiej budce, gdzie po wpłaceniu 2 CHF przeszła przez bramkę kontrolną (procedura jak na lotnisku) i znalazła się wśród grupy ludzi, którzy pragnęli tego co ona ;)
Po kilkuminutowym oczekiwaniu okazało się, iż jeden z 15 specjalnych autobusów myswitzerland zabierze nas na taras znajdujący się w samym sercu lotniska. Euforia !!!
Jak w prosty i szybki sposób wzbogacić lotnisko i kilkaset franków dziennie. I jak tu nie kochać tego kraju ?

lotnisko w Zurichu widziane z lotu ptaka



Uczuć jakie jej towarzyszyły nie będzie opisywać, bo nie jest w stanie. Jedno jest pewne- jeszcze tam wróci i rozkocha się jeszcze bardziej.


Niestety nie dane jej było zobaczyć start owego kolosa. Około 350 pasażerów na pokładzie.



Lotnisko oferuje jeszcze jedną wycieczkę- zwiedzanie lotniska (wraz z przewodnikiem) ze specjalnego autobusu. Podziwianie wszystkiego z dołu. A to wszystko za jedyne 8 CHF. Liczy, że kolejnym razem uda jej się załapać na tę wersję.


I w związku z tą fascynacją pojawiło się nowe pragnienie- zobaczyć start Airbusa A380-800 mogącego pomieścić od 555 do 853 pasażerów (prędkość maksymalna 1020 km/h; przelotowa- 945 km/h).
Może kiedyś.

A tak poza samolotowo- nie krójcie nigdy marchewki na siedząco, nożem, który nie nadaje się do krojenia marchewek. Chyba, że chcecie, by wasze ręczniki, szmatki, skarpetki, pościel były całe we krwi.
Robienie wszystkiego jedną ręką także nie należy do rzeczy łatwych.

Pozdrawiam, D.


* tej ciekawszej fizyce. Nie tej szkolnej.
** LOT- musi się pani udać do Zurichu, bo tam był kupiony bilet.
Zurich- musi pani skontaktować się z Wiedniem, bo to oni załatwiają takie sprawy.
Czyli jak zwykle nikt nic nie wie.

czwartek, 6 stycznia 2011

PARANOJA

Paranoja występuje wtedy, gdy:
- na widok samolotów łzy cisną się do oczu po czym powolutku, po cichutku spływają po policzku,
- na dźwięk słowa ŚWIĘTA osoba zaczyna płakać,
- na dźwięk słowa MAMA/DOM osoba zaczyna wyć i przestać nie może.

I tak sobie chlipiemy.

poniedziałek, 3 stycznia 2011

POWRÓT

Zaledwie 11 dni temu (po 24 h podróży spowodowanej odwołaniem lotu do Krakowa) przywitałam się z Polską, a już musiałam się z nią pożegnać. Dni zleciały nie wiadomo kiedy, ja nie zdążyłam zaznać odpoczynku psychicznego codziennie wyrzucając z siebie setki epitetów opisujących moją host- mother i zastanawiając się jak cokolwiek zmienić. Mimo tego jestem przeszczęśliwa, że dane mi było stąpać po ziemii polskiej te kilkanaście dni.

Cisza spowodowana ogólnym zniechęceniem. W związku ze "wspaniałą" sytuacją, w której się znalazłam nie mam ochoty kontynuować prowadzenia tego bloga. Wielka szwajcarska przygoda powoli zamienia się w szwajcarskie piekło, a ja nie mam jak z tego wybrnąć, choć staram się jak mogę.

W Zurichu znajdę się za ok. 4 godziny, kiedy w końcu uda mi się wylecieć z Wiednia. Zastanawiam się jakie uczucia będą mi towarzyszyć jadąc przez miasto.

Smutek ?
Żal ?
Zniechęcenie ?
Złość ?
Nienawiść?
A może odrobina radości ? Bo co jak co, ale w samym mieście czuję się jak ryba w wodzie.