poniedziałek, 20 grudnia 2010

Hej ho, hej ho do domu by się szło(!?)

Tak sobie myślę, że w zasadzie dlaczego mam nie napisać nowej notki ? Zważywszy na to, że ostatnia pojawiła się lata świetlne temu.
Pora jak najbardziej odpowiednia do pisania.
A działo się dużo. Oj dużo.

Ale obecnie liczy się tylko to, że od wylotu do domu dzielą mnie jakieś 34 godziny.
Stan podekscytowania jest tak silny, że zasnęłam dziś o 3 w nocy (po drodze oglądając seriale, tłumacząc słówka z niemieckiego), obudziłam się zaś 4 min. po godzinie 6.
Nie martwiłoby mnie to, gdyby nie perspektywa 8 godzin pracy i kursu językowego.
Doprawdy daję sobie 10% szans na przeżycie. Wykitować przed samym wylotem to dopiero !
I nie chcę myśleć o tym, co będzie się działo dzisiejszej nocy...

I w zasadzie "nie stać" mnie obecnie na napisanie czegoś więcej. Serce mi łomocze, a każda kończyna wykonuje dziki taniec radości. I bólu.

piątek, 3 grudnia 2010

Zegarki, biżuteria, czekolady

 "Ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Co to będzie, co to będzie?"

I- Spacerowałam sobie razu pewnego po Bahnhofstrasse wraz z mini-mini. Zważywszy na me zarobki jest to ulica w sam raz dla mnie. 90 % stanowią ekskluzywne sklepy. Uchodzi za jedną z najdroższych w Europie.
I tak sobie podziwiałam wystawy owych "tanich" sklepów. Zarówno tych z ubraniami, w których nigdy w życiu bym nie wyszła, czyt. nie wiadomo gdzie jest przód, gdzie tył; gdzie lewa, a gdzie prawa strona; gdzie rękaw, a gdzie nogawka itd. Pomyślałam sobie jednak, że razu pewnego, gdy ukończę już JAKIEŚ studia, znajdę JAKĄŚ pracę i BOGATEGO partnera (nie męża) wstąpię do takiego GLOBUSA i zakupię parę rękawiczek za 69 CHF, do tego czapkę za 80 CHF i w komplecie szalik za jedyne 170 CHF (o ile mnie pamięć nie myli).
Wróćmy jednak do wystaw. O ile ubrania kompletnie do mnie nie przemawiają, o tyle na biżuterię i zegarki patrzę, patrzę, patrzę i przestać nie mogę. Nie tylko ze względu na piękno klejnotów szlachetnych, ale także ze względu na ceny. Ano, bo chcąc zakupić takie cudeńko trzeba liczyć się z tym, że ich ceny składają się z min. 5 cyfr. I gdy tak przyglądałam się pierścionkom, kolczykom, bransoletkom, zegarkom zwróciłam uwagę na pewną parę, która właśnie wchodziła do jednego z owych sklepów. A czymże zasłużyli sobie na mą uwagę ? Ano tym, że on zbliżał się właśnie do setki, ona zaś może rok temu stała się pełnoletnia. I bynajmniej nie był to dziadek z wnuczką. Nie tym razem. Niektórzy mogliby stwierdzić, że nie był on dżentelmenem, gdyż nie otwarł jej drzwi. Śpieszę jednak wyjaśnić, że w owych sklepach drzwi otwierają panowie w garniturach, za które można by przypuszczalnie zakupić 2 pierścionki i pół zegarka (to jest praca marzeń mych!). I kiedy tak ów nietypowa para wkroczyła do sklepu on rzekł: wybierz co chcesz, nie patrz na ceny. Ona zaś na ceny patrzyła. Chciała kupić najdroższą rzecz, bo przecież jej się należy.
A przynajmniej taki scenariusz powstał w mej głowie. I właśnie w tamtej chwili obiecałam sobie, że kiedy dorobię się pięciocyfrowej kwoty (obstawiam, że stanie się to za góra 2 lata), pójdę do jednego z tych sklepów, pan w garniturze otworzy mi drzwi, ja zaś skieruję swe kroki w stronę pierścionków, kupię ten najdroższy i będę chodzić i chwalić się wszystkim, że kupiłam pierścionek za 50 tysięcy CHF. Ukrywanie tego to żadna przyjemność. Tu chodzi o podziw, zazdrość i szacunek ! Tak więc będę się z tym obnosić. A co mi tam !



 
A w Zurichowie zagościł prawdzie święta. Wszędzie słychać piosenki świąteczne, widać ozdoby świąteczne i czuć zapachy prażonych orzechów i gorącego wina.


Śpiewająca choinka ! Lollipop !

II- My z kolei udałyśmy się do fabryki czekolady Lindt (!), by przygotować się do wyjazdu do Polski. Zapach czekolady czuć było już po wyjściu z autobusu. 






No i to by było na tyle. Pora odpocząć.
D.

poniedziałek, 29 listopada 2010

Grindelwald

W końcu po 3 miesiącach postanowiłam wybrać się do wymarzonego Interlaken. Miasto to chciałam zobaczyć jeszcze będąc w Polsce. Oczekiwałam, przekładałam, zmieniałam, aż w końcu ruszyłam.
I... się zawiodłam !!! Ze 100 planowanych zdjęć zrobiłam 2.
Winę zrzucam na pogodę, nieodpowiednią porę i niedzielę, która zapewne była powodem tego, że ulice były puste, a wszelkie informacje turystyczne pozamykane.
Oczekuję więc na wiosnę i liczę, że tym razem wrócę zakochana.
Pytając pani w sklepie co możemy tu zobaczyć usłyszałyśmy: "dzisiaj nic".

I właśnie ta myśl popchnęła nas do miejscowości mieszczącej się nieopodal Interlaken. Grindelwald- niewielkie miasteczko, które należy do słynnej dwunastki "Best of the Alps". Otoczony przez góry i lodowce staje się coraz popularniejszą bazą wypadową dla turystów, narciarzy, miłośników wędrówek etc.
I już po wyjściu z pociągu rozległy się ochy i achy !
Ogrom gór robi wrażenie. Piorunujące.
Wróćmy jednak do Grindelwaldu- góry, kupa śniegu, piękne, drewniane domki, narty, sanki, urocze kawiarenki i restauracje z przepyszną herbatą.
Właśnie tego było mi trzeba. Warto było spędzić 5 godzin w 6 pociągach, warto było wydać niemałą kwotę, warto było nastawić budzik na 7.
Martwi mnie tylko jedno- jest to kolejne miejsce, do którego NA PEWNO WRÓCĘ.
Nie wiem tylko skąd wezmę na to pieniądze i czas.
Ale nie ma rzeczy niemożliwych prawda ? 










Czemu jesteś wciąż taka piękna ?

A ja idę rozkoszować się ostatnim wolnym dniem. Powrót do rzeczywistości będzie bolał.
Nawet bardzo.

Pozdrawiam, D.

środa, 24 listopada 2010

Ach, cóż to była za noc !

Zacząć trzeba od... początku. Otóż jak się okazało mój sen o Afryce okazał się po części proroczy.
W prawdzie nie ja wybrałam się na ów kontynent. Zamiast mnie pojechali host- rodzice. W celach wypoczynkowych.
Oczywiście wiem, że chodziło o im seks.
Niczym para kochanków postanowili spędzić razem ostatnie chwile przed przeprowadzką tatusia (wspominałam o pogarszającej się sytuacji).
Czyż to nie cudowne !?
Ktoś jednak musiał objąć opiekę dwunocno-dwudniową (non stop) nad dwójką JAKŻE UROCZYCH DZIECI. Zagadka- któż to taki ?

Na szczęście tatuś postanowił wieczoru wczorajszego wybrać się do znajomych na brydża, pokera czy cholera wie co (tak naprawdę doszukuje się tu pretekstu do odwiedzenia kochanki). Rodzice więc opuścili dom po godzinie 4.

A fakty wczorajszej nocy są takie:

- mini-mini obudziła się o godzinie 22 i zapragnęła napić się mleka. Matka, jak przystało na mądrą matkę winna była zanieść mleko do pokoju, w którym spoczywała mini-mini. Ale nie !! Lepiej wziąć dziecko do pokoju, w którym siedzi reszta stada, pobawić się z nim, pośmiać, potańczyć. Przecież to takie SO CUTE. I było do czasu aż przyszła pora na położenie dzieciątka do łóżka.
- mini-mini nie miała najmniejszej ochoty na sen. Zaczęła więc krzyczeć. Chociaż słowo to nawet w połowie nie opisuje tego, co robiła. Wrzask, darcie się również wymiękają. Połączmy to więc razem.
- podczas gdy mini-mini krzyczała-wrzeszczała-darła się zmęczona D. postanowiła udać się na spoczynek o godzinie 23:30. Zasnęła. Gdy obudziła się pół godziny później mała wciąż odbywała swą partię solową. Matka nie-Polka próbowała wszystkiego: kąpieli, noszenia, bujania, balkonu. Nic nie pomogło. Koncert trwał.
- D. zasnęła ponownie (budząc się co jakieś 15 min.). Gdy obudziła się o 1:40 krzyki-wrzaski- darcie się wciąż trwało. Nieprzerwanie.
- mini-mini zasnęła przed 2. Ponownie obudziła się o 4, ale to już inna historia.
- maxi-mini postanowiła wziąć przykład z młodszej siostry i również nieco pokrzyczeć- powrzeszczeć-podrzeć się, porzucać się na podłogę o godzinie 4, w czasie gdy jej rodzice opuszczali mieszkanie. Do godziny 5 oglądałyśmy więc bajkę, która wywołała kolejną falę płaczu, bo słonie zostały zaatakowane przez kłusowników !
- Panna D. spała więc dzisiejszej nocy ok. 4 godzin i jest nieco nieprzytomna.
- Panna D. nie wie, jak zniesie dzisiejszą noc, kiedy będzie sam na sam z dwójką potworów.
- Panna D. przysięga, że jeśli sytuacja się powtórzy albo ona, albo dzieci wylecą przez okno.
- Panna D. zasługuje na order super bohatera.
- Panna D. błaga o cud !

niedziela, 21 listopada 2010

30 DNI !

Już tylko (?) MIESIĄC dzieli mnie od domu, rodziny, znajomych, kotów etc.

W obliczu obecnie stale pogarszającej się sytuacji jest to jedyna rzecz, której wyczekuję.
Fertig.

wtorek, 16 listopada 2010

Afryka dzika czyli WAKA, WAKA !

A dziwny sen to ci dzisiaj miałam.
Śniło mi się, że wraz z kompletnie pomieszanym gronem znajomych jechałam do Afryki. W celach naukowych.
Nie mam pojęcia co mieliśmy tam robić. Kopać, szukać, a może badać socjologiczne aspekty życia w wioskach ? Niestety na to pytanie nie znalazłam odpowiedzi.
Barney (ten z "How I met your mother") powiedział, że mam nie zadawać więcej pytań, bo wtedy nastawię się negatywnie na całą wyprawę. Nie zadawałam więc.
Ustawiłam opis na gg: Afryka dzika czyli WAKA WAKA i ruszyłam samolotem w stronę Austrii. Niestety nie doleciałam. Chińskie dziecko postanowiło pokrzyczeć.
Martwiło mnie tylko to, że mieliśmy spędzić tam 3 miesiące, a ja zapomniałam podpasek.
Na leczenie już chyba za późno, hmm ?
I zdaję sobie sprawę, że tylko nudziarze opowiadają o swoich snach (;


Niedzielna ekspedycja do Schaffhausen:









Zarówno wodospad, jak i miasteczko wzbudziło u mnie zachwyt. Spacerując wieczorem po urokliwych, wąskich uliczkach poczułam magię nadchodzących świąt. Pierwszy raz od kilku lat.
35 dni !

Pozdrawiam, zakochana D.

piątek, 12 listopada 2010

Pomieszanie z poplątaniem

W związku z tym, że zarówno w moim pokoju, jak i moim życiu jest jeden wielki bałagan i tutaj
zagości dziś chaos.

I- Chcąc zabić czas i uniknąć deszczu udałyśmy się z E. do jednego z naszych ukochanych sklepów.
Absolutnie ulubiony, cudowny, 4-piętrowy, w którym w ciągu godziny byłybyśmy w stanie wydać 10 tysięcy franków.
Sklep z zabawkami.
I właśnie w czasie owej wizyty Doma zadała sobie i E. jedno pytanie:

D: zastanawiałaś się kiedyś dlaczego czarnoskóre i skośnookie lalki są tak mało popularne ?
E: w zasadzie to nie.

Odpowiedź co do tych drugich szybko się znalazła:


Może to i lepiej, że jest ich tak mało.

W sklepie tym pokazałyśmy także, jak bardzo w chwili obecnej kochamy dzieci.
Widok małego, płaczącego i drącego się dzieciaka wywołał w nas takie reakcje:
E: no i co drzesz ryja ?
D: zamknij się !


Zastanawiałyśmy się tylko, co by było, gdyby jego mama okazała się Polką.

II- bywają takie chwile, kiedy człowiek siedząc w pracy akceptuje to, że musi w niej siedzieć:


Uwielbiam także momenty, w których praktykujemy KOBIECE POGADUSZKI.
Mini-mini siedzi na swoim nowym tronie, mini-maxi zasiada na krzesełku i tak sobie siedzimy i rozmawiamy o różnych sprawach. Głównie kobiecych. Mini-mini w swoim języku baba-mama-papa, maxi-mini posługuje się mieszanką duńsko-niemiecko-szwajcarsko-chorwacką czasem dodając coś w stylu: aj dont noł, ja z kolei praktykuję ojczysty język.

III- wciąż umieram, a najlepszym lekarstwem na moje gardło okazuje się Mc Flurry (fundacyjna tradycja).

IV- moje oczekiwanie na odpoczynek weszło w fazę 30. Oznacza to, że do powrotu do Polski dzieli mnie już jedynie (?) 39 dni.

V- korzystając z publicznej toalety zauważyłam rzecz nietypową i niesamowicie intrygującą:



co ciekawe WC znajduje się obok miejsca, w którym spotykają się dilerzy. Nota bene miejsce to
graniczy z placem zabaw. Świetna miejscówka.

VI- zapomniałam.

VII- leje. Choć to mało powiedziane.

VIII- robienie prania naprawdę cholernie mnie uszczęśliwia !!! Widok czystych rzeczy, ich zapach, dotyk sprawiają, że liczy się tylko tu i teraz (;


Ciao !
D.

sobota, 6 listopada 2010

Cierpię...

... na kaszel, gardło, zatoki i katar. Do tego na zmęczenie, niewyspanie, zły humor, zwątpienie, brak weny, złość i SZALEŃSTWO !

Dlatego też pozwolę sobie zamieścić wyłącznie wiadomości skrótowe:

- dnia wczorajszego przeżyłam 15 (nie 16) godzin z dziećmi. Było ZOO, był krzyk, były fochy, była dyscyplina, były rozkazy, był także bałagan. Miały być ciastka, ale nie wyszły.
Właściwie najpiękniejszą częścią dnia byłą godzina 9:40 kiedy to położyłam mini-mini do maxi wyra, maxi-mini ułożyła się na posłaniu podłogowym, ja natomiast poległam obok małej i wszystkie trzy pogrążyłyśmy się we śnie,
- rozkochałam się jeszcze bardziej w mieście i pięknej wiośnie, która u nas gości(ła),
- nadchodzą święta. Dziś spotkałam nawet Mikołaja. Takiego z brodą, czapką, workiem i w dodatku był żywy i nawet chodził. W Zurichhorn stanęła natomiast wielka choinka (nie sama oczywiście),
- do lotu pozostało mi 45 dni. Za 45 dni będę więc stąpać po polskiej ziemi, rozkoszować się domowymi obiadami, swoim własnym łóżkiem i kotami !,
- pokochałam baseny. Szczególnie te na dworze, te długie i te z areobikiem i webcamerami,
- w Zurichowie mamy obecnie expo wina. Wystarczy kupić bilet i można do woli chodzić po statkach i degustować. Z tego względu uważam, że powinnam dostać 4 dni wolnego,
- mieszkanie pośród facetów jest naprawdę zabawne ! Szczególnie jak ma się 3 pokoje dalej Hindusa, który okazuje się być bardzo troskliwym Hindusem. Czy Hinduscy młodzieńcy mogą mieć białe nie-hinduskie kochanki ?,
- rozkochałam się w swetrach mego host- ojca, w których to swetrach paraduję po moim akademiku.
Domyślam się, że brzmi to nieco dziwnie. Niech więc tak zostanie,
- w skutek szczęśliwego trafu udałam się dziś do Basel. Mogłam więc skreślić kolejne miasto, które znalazło się na mojej liście życzeń. Widok dzieci, z którymi podróżowałam autem ("moich" dzieci) nie wprawił mnie w dobry humor, jednakże miasto zwiedzałyśmy ze słowacką towarzyszką same tak więc warto było.
Mimo zimna, tłumów, hałasu i braku planu, totalnego zamieszania, pociągania nosem, głodu.

A było tak:

Spalentor

Spalentor

Münster

Basel's Autumn Fair


Rathaus

był jeszcze ze świńskim ryjem !


Największy zachwyt wzbudził w nas jednak widok Orsaya !
Już wiemy, gdzie będziemy jeździć na zakupy :)

I tym jakże optymistycznym akcentem pragnę się pożegnać.
Żegnam więc, D.

poniedziałek, 1 listopada 2010

Urodzinowo

Z pośród wszystkich życzeń, które otrzymałam najbardziej rozczuliły mnie te:
(Mama wysyła mi rodzicielskie życzenia, po czym dodaje: "a teraz od kotów"):
 
Wlazł kotek na płotek i leży,
w  uśmiechu do Ciebie się szczerzy,
na płotku się ładnie układa,
serdeczne życzenia Ci składa !


Prawda że mam wyjątkowo kreatywne koty ?
I wyjątkowo szaloną matkę ? :)

Jeśli zaś chodzi o największą surprise to sprawił mi ją mój-sąsiad-Hindus (w skrócie MSH), który nie dość, że złożył mi życzenia to jeszcze podarował mi kwiatka i czekoladę. Nie byłam w stanie podnieść szczęki przez dobrych kilka minut.

Czyli nie takie urodziny na emigracji złe, jak je malują.

Zdjęć brak z powodu lenistwa.
Pozdrawiam, D.

niedziela, 24 października 2010

Wielka Improwizacja

Tak, tak. Narobiło się znów mnóstwo zaległości, które niestety same się nie odrobią, ale cóż ja na
to poradzę ?
Pozostaje mi tylko próba napisania tu czegokolwiek, o czymkolwiek związanym ze Szwajcarią.

Jedzenie ?
Jesień ?
Lista ulubionych miejsc ?
Muzeum Transportu w Luzern ?
Sprzątanie ?

Zacznę od tematu najkrótszego i najnudniejszego (potencjalnie), a mianowicie od sprzątania.
Dnia 7.10.2010r. (czwartek) niejaki Papi (podobno, choć podobieństwa do dzieci nie stwierdzam)
uraczył mnie telefonem, w którym to zapowiedział, że mogę ALSO posprzątać:
- (wspomniane już wcześniej) rogi pokoi/pokojów (obydwie formy są dopuszczalne),
- podłóżka,
- podszafki,
- podsofy,
- podinnemeble,
- inne-równie-głupie-miejsca-na-które-ja-bym-nie-wpadła.

Darząc go sympatią, która wynika nie wiem z czego, rzekłam tylko: ok i zabrałam się do 2-godzinnej
pracy, w czasie której zmiatałam wszystkie wyżej wymienione miejsca za pomocą zmiotki w pozycji
na klęczka.
W między czasie jednak prowadziłam monolog, który zawstydziłby nawet Wielką Improwizację ze słynnego
polskiego dzieła, którego nazwy nie przytoczę, bo kojarzy mi się nie wiedzieć dlaczego z maturą.
A było to mniej więcej tak:
"O ty chamie. Ja ci dam posprzątaj ! Poczekaj no tylko ! Rogi pokoi ! Sam sobie kurde* posprzątaj.
Bozia ci rączek nie dała ty leniwcu pieprzony ? Co wy wszyscy kurde myślicie, że sobie sprzątaczkę znaleźliście ?** Zapieprzaj sobie z tą cholerną zmiotką. Rogi pokoi ! Też mi coś ! Poczekaj tylko,
jak zacznę was podtruwać, przetnę wasze kable telefoniczne, przeleję leki do butelki z wodą.
Zobaczysz z kim zadzierasz. Jeszcze cię życie nie nauczyło, że skorpiony są mściwe, jak mało kto?
Nie ? Doprawdy ?
Are u sure ? To cię kurde nauczę. Przekonasz się z kim masz do czynienia.
Myślisz, że będę zapierdzielać na kolanach po całym twoim mieszkaniu po to, by szlachetny pan
nie miał kurzu w cholernych rogach pokoi ? Kpisz ! Naucz się najpierw wstawiać naczynia do
zmywarki, a później mów mi co mogę ALSO zrobić. Pieprzone rogi !
I co myślisz, że będę ci sprzątać pod łóżkiem ? Po to, żeby znaleźć tam pornosy, nagie zdjęcia
twoich kochanek i mechaniczne zabawki ? Zapomnij ! Rogi pokoi..."

Monolog ów trwał cały proces sprzątania i na końcu zataczałam się już ze śmiechu.
O dziwo cała sytuacja niesamowicie mnie rozbawiła. Chyba nic lepiej nie rozładowuje napięcia
niż wewnętrzna rozmowa z samą sobą z użyciem niecenzuralnych słów, których tu była jednie namiastka.

Papi posiada chyba umiejętność czytania w myślach, bo wieczorem otrzymałam następującą wiadomość:
" The apartment is nice and clean ! Well done!", która to wcale nie uwolniła w mym organizmie
stada endorfin.
"Co ty kurde myślisz, że ja sprzątać nie potrafię !? Następnym razem ty będziesz zapierdzielał na
klęczka po całym mieszkaniu ! I zobaczysz jak czują się kobiety, które próbują was zadowolić.
Zobaczysz dziadu !"


By dodać nieco kolorów zahaczę także o temat JESIEŃ. Fotograficznie:








I tym akcentem kończę dzisiejsze wywody i znikam znów na nie wiedzieć jak długi okres czasu.
Panna D.

* oczywiście padało tu inne słowo.
** dobrze wiem, że tak właśnie myślą.

ps. czy to, że mycie marchewki strasznie mnie bawi świadczy, że jest już ze mną bardzo źle ?

wtorek, 12 października 2010

Historia pewnej znajomości



   Są ludzie, którzy roszczą sobie prawo do sławy, gdyż pierwsi przepłynęli samotnie dookoła świata, stanęli na Księżycu albo dokonali czegoś równie trudnego. Cały świat słyszał o takich ludziach. Także ja roszczę sobie prawo do sławy: bo znałam JULIĘ. Mojego pierwszego Anioła.
"Anioł jest głównie w środku, a człowiek jest głównie z wierzchu."
    Nasza znajomość nie należała do długich i szczególnie intensywnych. Poznałyśmy się w listopadzie w dość niecodziennych okolicznościach. Ona- pacjentka dziecięcego oddziału onkologii i hematologii, ja- wolontariuszka, która w końcu chciała poznać słynną Jul, z którą często ją mylono. Okulary i uśmiech- to podobno nas łączyło.
Wcześniej "poznałyśmy się" już dzięki portalowi nasza-klasa (coś mu zawdzięczam), ale zaczarowała mnie sobą właśnie w listopadowe popołudnie. Już w czasie tamtej rozmowy wiedziałam, że mam do czynienia z kimś niezwykłym. Nie wiem dokładnie czym mnie oczarowała. Prawdopodobnie swym uśmiechem, podejściem do życia, a także głosem. O tak...  Uwielbiałam jej słuchać. Subtelność. Mimo, że Jul była młodsza o 3 lata nie miałyśmy żadnych problemów, by się dogadać. Wręcz przeciwnie. Rozmawiałyśmy jak najęte.
   Po tamtym spotkaniu z niecierpliwością czekałam na kolejne. Marzyłam o tym, żeby móc poznać ją bliżej, żeby wiedzieć co lubi, jakie ma plany, o czym marzy, co ceni sobie w ludziach.
Bywały chwile, kiedy siedziałyśmy w większym gronie i zaśmiewałyśmy się nie wiadomo z czego. ]
To właśnie Jul namówiła mnie na wzięcie udziału w grudniowym Iskierkowym koncercie. To właśnie tam poznałam Luś (największa zasługa Jul), choć nasza znajomość zakwitła dopiero po wspólnej zabawie na balu przebierańcu.   
   Z miesiąca na miesiąc Jul słabła, ale nie poddawała się. My też nie. Wmawialiśmy sobie, że wszystko będzie dobrze, że przecież wygrała już jedną walkę, wygra więc i następną. Walczyłyśmy, uśmiechałyśmy się dla niej. Z czasem chyba jednak powoli doszła do nas brutalna prawda. Choć nikt z nas nie dopuszczał jej do świadomości. Gdy pojawiały się czarne myśli natychmiast zostały one wypychane, "nie wolno ci tak myśleć". Traciła siły, ale my wciąż wierzyłyśmy.

12.10.2009r.
"Z Tobą odeszły anioły..."
   Poniedziałek. 2 tydzień studiów. GG, Luś "rozpadłam się na kawałki". Jeszcze nie wiedziałam. Jedna chwila sprawiła, że i moje życie się rozpadło.
Pustka. Szok, łzy, niedowierzanie. Ból. Chyba największy z jakim przyszło mi się zmierzyć.

   Dziś mija rok. Wciąż nie dochodzi do mnie fakt, że już nie ujrzę jej twarzy, nie usłyszę jej śmiechu, a także "CO JEST DOKTORKU ?", nie będzie mi dane patrzeć na jej uśmiech, poza tym ze zdjęcia.
Wciąż bardzo tęsknię i wciąż zadaję sobie pytanie: dlaczego ? Choć wiem, że nigdy nie dostanę na nie odpowiedzi.

   Jul: Wszystko dla Ciebie ! Nasz uśmiech, radość. Kochamy i nigdy nie zapomnimy. Dziękuję, że stale jesteś.
Na zawsze.


http://www.youtube.com/watch?v=nnBXdWPcVhY

piątek, 8 października 2010

Weekendowo !

Czasem to ona rozczula nawet mnie:

 I właśnie wtedy kocham ją najbardziej.

Wybaczam jej wszystkie wyrwane włosy, siniaki, zadrapania (ale ona ma pazury!), kichania w czasie jedzenia (czytaj szpinak na ciuchach), darcie się, wydziwianie, zwracane na mnie jedzenia etc. 

I gotta feeling that tonight’s gonna be a good night !!! czyli kolejne babskie spotkanie :) Będzie się działo ? 
:)


środa, 6 października 2010

I już promienieje ! ;)

W dniu dzisiejszym najbardziej odpowiednia notka wyglądałaby tak:

 :) :) :) !!!

A powodów owego dobrego humoru jest kilka:

1. Pogoda !- do południa Zurich otoczony był mgłą. Gdzie jest słońce ? Pytała żyjąc dalej. Gdzież jest twoje słońce?
Po godzinie 13 nadeszła upragniona chwila i D. mogła wyjść w bluzce na ramiączkach (czym zwracała na siebie uwagę).



2. Spacer- w taką pogodę grzech nie skorzystać. W towarzystwie mini- mini, pampersów, butelki z mlekiem, owoców, kaszki i oczywiście aparatu powędrowały na dłuuuugi spacer. Pokonały 11 kilometrów. A były ci one chyba wszędzie. Błądziły wśród labiryntów złożonych z kolorowych i tak ukochanych przez pannę D. uliczek, zachwycały się złotem, które spowiło drzewa, kwiatami, których woń czuć było z daleka, sklepikami z zabawkami, antykami, antykwariatami, zapachem ciast i kawy (...). D. doszła do wniosku, że z dnia na dzień coraz bardziej kocha to miasto. Atmosfera, nocne życie, restauracje, tłumy i jesień.  Pełna kasztanów (także tych jadalnych) i kolorowych drzew. I już dopadły ją wątpliwości co będzie przeżywać, gdy przyjdzie jej wrócić do Polski. Ale nie psujmy sobie humoru.


3. Mini- mini- była dziś we wspaniałym humorze ! Najpierw przespała ponad 2 godziny, co D. wykorzystała na sprzątanie kątów pokoi, podłóżek, podszafek i innych pod (ale o tym innym razem), na spacerze zaś stale towarzyszył jej uśmiech. Cud, cud, cud !


4. Ludzie- w dalszym ciągu tak serdeczni i otwarci ! Nie było jeszcze spaceru, w czasie którego ktoś ich nie zaczepił. Mini- mini robi doprawdy furorę. Dziś zaprzyjaźniła się ze sprzedawczynią w sklepie z ciuchami, starszym panem, dzieckiem w parku i spacerującymi turystami. Panna D. musi przyznać, że mała potrafi być urocza.

Rozmowa ze starszym panem, który robił wycieczkę po Europie:
D: pogoda jest wspaniała !
X: Ty jesteś wspaniała :D

I jak tu ich nie kochać ?



5. Pewna wiadomość od pewnego kogoś :)

6. Nawet fakt, iż pierwszy raz w życiu wdepnęła w gówno (przeprasza za wyrażenie, ale inaczej się tego nie da nazwać) spowodował u niej wyłącznie poprawę humoru ! Bo to przecież na szczęście.A jej żadne odchody przy dwójce dzieci nie są już straszne !
Gdy wdepnęła w masło (czujecie to? Masło na ulicy !) miała ochotę stanąć w miejscu i zacząć się głośno śmiać. Bo to przecież podwójne szczęście prawda ?


7. MIGROS wprowadził dziś ozdoby świąteczne, bombki, łańcuchy, świeczki, wieńce adwentowe etc.
Coraz bliżej święta !

8. D. w powyższym sklepie zaopatrzyła się w pewne 3 przedmioty, na które normalnie nie zwróciłaby uwagi, ale w obecnej sytuacji (gdy już nie ma gdzie umieścić róży i bukietu liści, wyczerpała pomysły jak odcedzić makaron przy pomocy widelca, a także ma dość krojenia chleba na biurku), zakup owych rzeczy niesamowicie ją ucieszył.
Gdy zobaczyła ile pieniędzy jej zostało uśmiech znikł z jej twarzy. Ale tylko na 5 sekund. Bo kto by się tym przejmował ? :)



9. Nie dość, że uważają ją za matkę to jeszcze wyszło na to, że ma problemy z alkoholem. Do listy (strona A4) jej obowiązków w zakresie sprzątania doszedł jeszcze jeden punkt: wynoszenie szklanych butelek i umieszczanie ich w odpowiednich kontenerach (szkło zielone, brązowe, białe*). Dziś załadowała więc mini-mini do wózka, pod wózkiem umieściła zaś 2 siatki butelek po winie. 21 sztuk! 21 !! 21 !! Jak można wypić tyle wina w ciągu tygodnia. No ja się pytam jak !? Wzrok ludzi- bezcenny !


Wybaczcie jej ten kompletny zamęt w powyższej notce, brak spójności i logiki w zdaniach, ale chyba zmęczenie daje już o sobie znać.
D.


* ma ogromny problem. Gdzie powinna wyrzucać niebieskie butelki ? Krążyła tak 5 minut wokół 3 kontenerów nie potrafiąc się zdecydować.