niedziela, 24 października 2010

Wielka Improwizacja

Tak, tak. Narobiło się znów mnóstwo zaległości, które niestety same się nie odrobią, ale cóż ja na
to poradzę ?
Pozostaje mi tylko próba napisania tu czegokolwiek, o czymkolwiek związanym ze Szwajcarią.

Jedzenie ?
Jesień ?
Lista ulubionych miejsc ?
Muzeum Transportu w Luzern ?
Sprzątanie ?

Zacznę od tematu najkrótszego i najnudniejszego (potencjalnie), a mianowicie od sprzątania.
Dnia 7.10.2010r. (czwartek) niejaki Papi (podobno, choć podobieństwa do dzieci nie stwierdzam)
uraczył mnie telefonem, w którym to zapowiedział, że mogę ALSO posprzątać:
- (wspomniane już wcześniej) rogi pokoi/pokojów (obydwie formy są dopuszczalne),
- podłóżka,
- podszafki,
- podsofy,
- podinnemeble,
- inne-równie-głupie-miejsca-na-które-ja-bym-nie-wpadła.

Darząc go sympatią, która wynika nie wiem z czego, rzekłam tylko: ok i zabrałam się do 2-godzinnej
pracy, w czasie której zmiatałam wszystkie wyżej wymienione miejsca za pomocą zmiotki w pozycji
na klęczka.
W między czasie jednak prowadziłam monolog, który zawstydziłby nawet Wielką Improwizację ze słynnego
polskiego dzieła, którego nazwy nie przytoczę, bo kojarzy mi się nie wiedzieć dlaczego z maturą.
A było to mniej więcej tak:
"O ty chamie. Ja ci dam posprzątaj ! Poczekaj no tylko ! Rogi pokoi ! Sam sobie kurde* posprzątaj.
Bozia ci rączek nie dała ty leniwcu pieprzony ? Co wy wszyscy kurde myślicie, że sobie sprzątaczkę znaleźliście ?** Zapieprzaj sobie z tą cholerną zmiotką. Rogi pokoi ! Też mi coś ! Poczekaj tylko,
jak zacznę was podtruwać, przetnę wasze kable telefoniczne, przeleję leki do butelki z wodą.
Zobaczysz z kim zadzierasz. Jeszcze cię życie nie nauczyło, że skorpiony są mściwe, jak mało kto?
Nie ? Doprawdy ?
Are u sure ? To cię kurde nauczę. Przekonasz się z kim masz do czynienia.
Myślisz, że będę zapierdzielać na kolanach po całym twoim mieszkaniu po to, by szlachetny pan
nie miał kurzu w cholernych rogach pokoi ? Kpisz ! Naucz się najpierw wstawiać naczynia do
zmywarki, a później mów mi co mogę ALSO zrobić. Pieprzone rogi !
I co myślisz, że będę ci sprzątać pod łóżkiem ? Po to, żeby znaleźć tam pornosy, nagie zdjęcia
twoich kochanek i mechaniczne zabawki ? Zapomnij ! Rogi pokoi..."

Monolog ów trwał cały proces sprzątania i na końcu zataczałam się już ze śmiechu.
O dziwo cała sytuacja niesamowicie mnie rozbawiła. Chyba nic lepiej nie rozładowuje napięcia
niż wewnętrzna rozmowa z samą sobą z użyciem niecenzuralnych słów, których tu była jednie namiastka.

Papi posiada chyba umiejętność czytania w myślach, bo wieczorem otrzymałam następującą wiadomość:
" The apartment is nice and clean ! Well done!", która to wcale nie uwolniła w mym organizmie
stada endorfin.
"Co ty kurde myślisz, że ja sprzątać nie potrafię !? Następnym razem ty będziesz zapierdzielał na
klęczka po całym mieszkaniu ! I zobaczysz jak czują się kobiety, które próbują was zadowolić.
Zobaczysz dziadu !"


By dodać nieco kolorów zahaczę także o temat JESIEŃ. Fotograficznie:








I tym akcentem kończę dzisiejsze wywody i znikam znów na nie wiedzieć jak długi okres czasu.
Panna D.

* oczywiście padało tu inne słowo.
** dobrze wiem, że tak właśnie myślą.

ps. czy to, że mycie marchewki strasznie mnie bawi świadczy, że jest już ze mną bardzo źle ?

wtorek, 12 października 2010

Historia pewnej znajomości



   Są ludzie, którzy roszczą sobie prawo do sławy, gdyż pierwsi przepłynęli samotnie dookoła świata, stanęli na Księżycu albo dokonali czegoś równie trudnego. Cały świat słyszał o takich ludziach. Także ja roszczę sobie prawo do sławy: bo znałam JULIĘ. Mojego pierwszego Anioła.
"Anioł jest głównie w środku, a człowiek jest głównie z wierzchu."
    Nasza znajomość nie należała do długich i szczególnie intensywnych. Poznałyśmy się w listopadzie w dość niecodziennych okolicznościach. Ona- pacjentka dziecięcego oddziału onkologii i hematologii, ja- wolontariuszka, która w końcu chciała poznać słynną Jul, z którą często ją mylono. Okulary i uśmiech- to podobno nas łączyło.
Wcześniej "poznałyśmy się" już dzięki portalowi nasza-klasa (coś mu zawdzięczam), ale zaczarowała mnie sobą właśnie w listopadowe popołudnie. Już w czasie tamtej rozmowy wiedziałam, że mam do czynienia z kimś niezwykłym. Nie wiem dokładnie czym mnie oczarowała. Prawdopodobnie swym uśmiechem, podejściem do życia, a także głosem. O tak...  Uwielbiałam jej słuchać. Subtelność. Mimo, że Jul była młodsza o 3 lata nie miałyśmy żadnych problemów, by się dogadać. Wręcz przeciwnie. Rozmawiałyśmy jak najęte.
   Po tamtym spotkaniu z niecierpliwością czekałam na kolejne. Marzyłam o tym, żeby móc poznać ją bliżej, żeby wiedzieć co lubi, jakie ma plany, o czym marzy, co ceni sobie w ludziach.
Bywały chwile, kiedy siedziałyśmy w większym gronie i zaśmiewałyśmy się nie wiadomo z czego. ]
To właśnie Jul namówiła mnie na wzięcie udziału w grudniowym Iskierkowym koncercie. To właśnie tam poznałam Luś (największa zasługa Jul), choć nasza znajomość zakwitła dopiero po wspólnej zabawie na balu przebierańcu.   
   Z miesiąca na miesiąc Jul słabła, ale nie poddawała się. My też nie. Wmawialiśmy sobie, że wszystko będzie dobrze, że przecież wygrała już jedną walkę, wygra więc i następną. Walczyłyśmy, uśmiechałyśmy się dla niej. Z czasem chyba jednak powoli doszła do nas brutalna prawda. Choć nikt z nas nie dopuszczał jej do świadomości. Gdy pojawiały się czarne myśli natychmiast zostały one wypychane, "nie wolno ci tak myśleć". Traciła siły, ale my wciąż wierzyłyśmy.

12.10.2009r.
"Z Tobą odeszły anioły..."
   Poniedziałek. 2 tydzień studiów. GG, Luś "rozpadłam się na kawałki". Jeszcze nie wiedziałam. Jedna chwila sprawiła, że i moje życie się rozpadło.
Pustka. Szok, łzy, niedowierzanie. Ból. Chyba największy z jakim przyszło mi się zmierzyć.

   Dziś mija rok. Wciąż nie dochodzi do mnie fakt, że już nie ujrzę jej twarzy, nie usłyszę jej śmiechu, a także "CO JEST DOKTORKU ?", nie będzie mi dane patrzeć na jej uśmiech, poza tym ze zdjęcia.
Wciąż bardzo tęsknię i wciąż zadaję sobie pytanie: dlaczego ? Choć wiem, że nigdy nie dostanę na nie odpowiedzi.

   Jul: Wszystko dla Ciebie ! Nasz uśmiech, radość. Kochamy i nigdy nie zapomnimy. Dziękuję, że stale jesteś.
Na zawsze.


http://www.youtube.com/watch?v=nnBXdWPcVhY

piątek, 8 października 2010

Weekendowo !

Czasem to ona rozczula nawet mnie:

 I właśnie wtedy kocham ją najbardziej.

Wybaczam jej wszystkie wyrwane włosy, siniaki, zadrapania (ale ona ma pazury!), kichania w czasie jedzenia (czytaj szpinak na ciuchach), darcie się, wydziwianie, zwracane na mnie jedzenia etc. 

I gotta feeling that tonight’s gonna be a good night !!! czyli kolejne babskie spotkanie :) Będzie się działo ? 
:)


środa, 6 października 2010

I już promienieje ! ;)

W dniu dzisiejszym najbardziej odpowiednia notka wyglądałaby tak:

 :) :) :) !!!

A powodów owego dobrego humoru jest kilka:

1. Pogoda !- do południa Zurich otoczony był mgłą. Gdzie jest słońce ? Pytała żyjąc dalej. Gdzież jest twoje słońce?
Po godzinie 13 nadeszła upragniona chwila i D. mogła wyjść w bluzce na ramiączkach (czym zwracała na siebie uwagę).



2. Spacer- w taką pogodę grzech nie skorzystać. W towarzystwie mini- mini, pampersów, butelki z mlekiem, owoców, kaszki i oczywiście aparatu powędrowały na dłuuuugi spacer. Pokonały 11 kilometrów. A były ci one chyba wszędzie. Błądziły wśród labiryntów złożonych z kolorowych i tak ukochanych przez pannę D. uliczek, zachwycały się złotem, które spowiło drzewa, kwiatami, których woń czuć było z daleka, sklepikami z zabawkami, antykami, antykwariatami, zapachem ciast i kawy (...). D. doszła do wniosku, że z dnia na dzień coraz bardziej kocha to miasto. Atmosfera, nocne życie, restauracje, tłumy i jesień.  Pełna kasztanów (także tych jadalnych) i kolorowych drzew. I już dopadły ją wątpliwości co będzie przeżywać, gdy przyjdzie jej wrócić do Polski. Ale nie psujmy sobie humoru.


3. Mini- mini- była dziś we wspaniałym humorze ! Najpierw przespała ponad 2 godziny, co D. wykorzystała na sprzątanie kątów pokoi, podłóżek, podszafek i innych pod (ale o tym innym razem), na spacerze zaś stale towarzyszył jej uśmiech. Cud, cud, cud !


4. Ludzie- w dalszym ciągu tak serdeczni i otwarci ! Nie było jeszcze spaceru, w czasie którego ktoś ich nie zaczepił. Mini- mini robi doprawdy furorę. Dziś zaprzyjaźniła się ze sprzedawczynią w sklepie z ciuchami, starszym panem, dzieckiem w parku i spacerującymi turystami. Panna D. musi przyznać, że mała potrafi być urocza.

Rozmowa ze starszym panem, który robił wycieczkę po Europie:
D: pogoda jest wspaniała !
X: Ty jesteś wspaniała :D

I jak tu ich nie kochać ?



5. Pewna wiadomość od pewnego kogoś :)

6. Nawet fakt, iż pierwszy raz w życiu wdepnęła w gówno (przeprasza za wyrażenie, ale inaczej się tego nie da nazwać) spowodował u niej wyłącznie poprawę humoru ! Bo to przecież na szczęście.A jej żadne odchody przy dwójce dzieci nie są już straszne !
Gdy wdepnęła w masło (czujecie to? Masło na ulicy !) miała ochotę stanąć w miejscu i zacząć się głośno śmiać. Bo to przecież podwójne szczęście prawda ?


7. MIGROS wprowadził dziś ozdoby świąteczne, bombki, łańcuchy, świeczki, wieńce adwentowe etc.
Coraz bliżej święta !

8. D. w powyższym sklepie zaopatrzyła się w pewne 3 przedmioty, na które normalnie nie zwróciłaby uwagi, ale w obecnej sytuacji (gdy już nie ma gdzie umieścić róży i bukietu liści, wyczerpała pomysły jak odcedzić makaron przy pomocy widelca, a także ma dość krojenia chleba na biurku), zakup owych rzeczy niesamowicie ją ucieszył.
Gdy zobaczyła ile pieniędzy jej zostało uśmiech znikł z jej twarzy. Ale tylko na 5 sekund. Bo kto by się tym przejmował ? :)



9. Nie dość, że uważają ją za matkę to jeszcze wyszło na to, że ma problemy z alkoholem. Do listy (strona A4) jej obowiązków w zakresie sprzątania doszedł jeszcze jeden punkt: wynoszenie szklanych butelek i umieszczanie ich w odpowiednich kontenerach (szkło zielone, brązowe, białe*). Dziś załadowała więc mini-mini do wózka, pod wózkiem umieściła zaś 2 siatki butelek po winie. 21 sztuk! 21 !! 21 !! Jak można wypić tyle wina w ciągu tygodnia. No ja się pytam jak !? Wzrok ludzi- bezcenny !


Wybaczcie jej ten kompletny zamęt w powyższej notce, brak spójności i logiki w zdaniach, ale chyba zmęczenie daje już o sobie znać.
D.


* ma ogromny problem. Gdzie powinna wyrzucać niebieskie butelki ? Krążyła tak 5 minut wokół 3 kontenerów nie potrafiąc się zdecydować.

sobota, 2 października 2010

To i owo

Dzień 31, krótkie podsumowanie pierwszego miesiąca:

Na pewno nie tak to sobie wyobrażałam. Jest to oczywiście wina mojej zbyt wybujałej wyobraźni, życia w krainie marzeń i ideałów. A później następuje bolesne zderzenie z rzeczywistością.
Zawód dotyczy głównie tutejszej rodziny. Myślałam, że z dziećmi złapię kontakt w ciągu kilku dni, nie będę miała z nimi większych problemów i będę taktować je jak młodsze siostry. Z rodzicami zaś będę rozmawiać o wszystkim i o niczym.
Rzeczywistość jest jednak zupełnie inna- mini-maxi mimo poprawy wciąż robi szopki rodem z superniani, mini-mini zaczyna się buntować, płakać bez znanego mi powodu, domagać się nieustannej uwagi. Z rodzicami zaś rozmowy ograniczają się do wymiany informacji o dzieciach (jedzenie+ spanie+ spacer+ wypróżnianie) i sprzątaniu ("co planujesz dziś posprzątać?").
Powoli zamieniam się w jakąś matkę Polkę, a na to zupełnie nie jestem jeszcze gotowa. Jakbym chciała zostawać z dziećmi tyle godzin to bym sobie je zrobiła i poświęcała im całe dnie.

Do tego mój stan psychiczny odbiega od prawidłowego***. Zaczynam powoli obwiniać siebie o całą sytuację.
Może faktycznie powinnam siedzieć cicho, pracować po 10 godzin, latać z miotłą i do tego ciągle się uśmiechać ?
Może to ja tworzę te wszystkie problemy ?
Może to jednak powinnam czuć wdzięczność, że wybrali właśnie mnie ?

Na szczęście są też aspekty pozytywne. Nie jestem już tu wyłącznie dla miasta i samej Szwajcarii, ale także dla ludzi. Wbrew temu, co mówiło mi wiele osób trzymam się tu z Polakami i jest mi z tym wspaniale !
Poznałam naprawdę cudownych osobników, z którymi uwielbiam spędzać czas, szaleć na imprezach, spacerować po mieście, pisać sms-y i wiadomości, jadać kolacje etc. Mimo tego, że jestem tutaj jedną z najmłodszych osób nie miałam żadnego problemu z nawiązaniem kontaktu z owym gronem. Mam nadzieję, że z czasem będzie nas coraz więcej i będziemy obalać wszelkie stereotypy o zawiści Polaków.
Ludzie z akademika powoli wychodzą z ukrycia. W prawdzie osoby, z którymi miałam okazję zamienić kilka zdań były wyłącznie płci odmiennej, ale jest to dla mnie wielki plus.

Czas strasznie mi się dłuży (poza weekendami, które mijają nie wiem kiedy), ale mam nadzieję, że od teraz 80 dni pozostałych mi do powrotu do domu minie szybko. W końcu ma to być przygoda życia, obfitująca w wyłącznie pozytywne wydarzenia. I zrobię wszystko, by tak właśnie było. Bez względu na wszystko i wszystkich :)


LISTA UKOCHANYCH MIEJSC CZĘŚĆ II:

3. wzgórze Lindenhof- kryje pozostałości rzymskiego zamku. Z otoczonego drzewami tarasu roztacza
się widok na prawy brzeg rzeki, uniwersytet,  Grossmünster.


"Fontanna na placu upamiętnia pomysłowość kobiet (panie górą!) zuryskich, które ocaliły miasto oblegane przez oddziały habsburskie w 1292 r. Przemyślne mieszkanki grodu paradowały na oczach wroga w pełnym rynsztunku bojowym, wywołując wrażenie, że cała ludność miasta jest uzbrojona po zęby. Tą sprytną sztuczką wyprowadziły w pole napastników, którzy odstąpili od murów, przekonani, że wobec takiej siły atak będzie nieskuteczny."
(źródło Wikipedia).


Jest mi idealnie wręcz miejsce do kontemplacji, zatopienia się w lekturze, spożywania lasagne zakupionej w pobliskim COOP (;)) lub... popełnieniu samobójstwa (pierwsza próba D. miała miejsce w drugim tygodniu pobytu*).



4. wzgórze Uetliberg- (po miesiącu zdołałam zapamiętać tę nazwę), z którego rozciąga się widok
na miasto, jezioro i okolicę. W średniowieczu wznosiło się tutaj sześć zamków, z których
praktycznie nic nie pozostało (co może potwierdzić D. Ostatnią rzeczą jaką tam widziałam były zamki).
Wysokość może i nie jest imponująca (873m), ale ma skromna osoba gwarantuje wszystkim, że potrzebna jest kondycja, by wejść na nie bez utraty tchu, czerwonej, spoconej twarzy, słowach "już nie mogę" (i innych równie niewinnych).



Mimo wszystko postanowiłyśmy tego dokonać i zamiast pójść na łatwiznę (wjechać pociągiem) użyłyśmy
swoich młodych nóżek. Warto było choć widok panów wjeżdżających na rowerach (!) obniżał naszą
samoocenę. Zobaczymy za rok !





C.d.n. jak tylko czas na to pozwoli :)

D.


* D. nie miała jednak pewności czy wysokość jest wystarczająca. Zdecydowała więc, że najpierw musi poprosić pewnych fizyków o pomoc w obliczeniu czy ew. próba zostanie zakończona sukcesem.
Jedno jest pewna- byłaby to piękna śmierć**.
** wiem, że to słowo pojawia się już drugi raz w ciągu dwóch dni i że jest to złowrogi symbol, ale nic na to nie poradzę.
*** zdaję sobie sprawę, że to nic nowego, ale tym razem nie chodzi mi o głupotę, szaleństwo i bezmyślność.