poniedziałek, 7 maja 2012

Powrót do Wallis


Po przeszło 8 miesiącach znów zawitałam do drewnianej posiadłości mojej host- rodziny.
Do domku z widokiem na Alpejskie szczyty, wioski liczącej kilkanaście domów, górskiego powietrza i wiatru, ostrego słońca, zimnego pokoju z łóżkiem z baldachimem, ciszy przerywanej krzykiem i awanturami, pieszych wędrówek, porannej mgły, białej kapliczki, owieczek, nudy, ekscytacji, zachwytu nad pięknem otaczających nas gór, winnic i wiosek.









I mimo uczucia, którym darze góry, mimo spokoju i piękna, po raz kolejny muszę stwierdzić, że nie jestem stworzona do życia na wsi. Odliczałam dni, które dzieliły mnie do powrotu do Zurichu. Ukochanego miasta, znajomych, nocnych spacerów, barów, zatłoczonych ulic, tramwajów, taksówek wodnych i... miłości :)

Jeszcze nigdy widok sklepu spożywczego nie sprawił mi takiej radości! 
C.d.n. "Niebawem"

D.

7 komentarzy:

  1. Oh tak, wiosna... :)
    Pozdrawiam ciepło :*

    OdpowiedzUsuń
  2. pierwsze zdjęcie jest po prostu piękne! takie widoki !
    ale też nie byłabym zachwycona pozbawieniem sklepów spożywczych na tak długi czas :D niestety, ale masła sama jeszcze nie zrobię, chleba nie upiekę , ale wszystko w swoim czasie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiesz już nawet nie chodzi o braki w zaopatrzeniu (tatusiek kupił wszystko), ale widok sklepu skojarzył mi się z cywilizacją i z ludźmi! A za ich widokiem cholernie tęskniłam :D
    Czekam więc na chleb i masło Twojej roboty.
    :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach, pojawił się i obiecany wpis, jaki on ładny! Wiem że to DLA MNIE i bardzo się z tego powodu raduję :) Innych zachęcam do pomyślenia w podobny sposób - jeżeli każdy pomyśli że to z myślą o nim i się będzie tym cieszyć jak dziecko - jeden panny D. wpis generuje dziesiątki wybuchów radości w całym naszym ekosystemie.
    Zdjęcie #2 powoduje, że obiecuję poprawę i samodoskonalenie.
    Zdjęcie #4 sprawia że chcę bardziej żyć.
    Zdjęcie #1 jest jakieś dynamicznotajemnicze. Jeżeli można by zdjęcia nazywać, nazwałbym je "IX wrota" albo jakoś podobnie :)

    Jeżeli mogę popłynąć ciutkę pod prąd i odpowiedzieć na komentarz z POprzedniego wpisu oraz skomentować NAstępny (ten o ćmach) wpis (jeżeli nie to panna D po prostu usunie)... to zrobię to tutaj.

    Dopóki możesz iść o własnych siłach - powinnaś mieć siłę (i odwagę) słuchać głosu serca. Opcja "iść" o której piszesz jest jak spadochron (załóżmy że działający i niezawodny) - będzie przy Tobie zawsze i w każdej chwili możesz skorzystać... Ba, możesz nawet korzystać z niej wiele razy: powrócić na ciutkę do kraju, wrócić do Szwajcarii. Wyjechać na troszkę w zupełnie inne miejsce - powrócić do Helvetii, itd itd. Na tym etapie najważniejsze to chyba nie mówić ostatecznego "NIE" czy "TAK".

    Panicz Anonim studiował w zamierzchłych czasach. I nawet z perspektywy czasu nie umiałby tego obiektywnie ocenić i pannie D powiedzieć czy był to najlepszy, najsprytniejszy wybór na świecie. Z 1 strony - w żadnym miejscu nie zdarzyło mi się wykorzystać praktycznie tej wiedzy (praktycznie = czyli w takim stopniu żebym poczuł: Ach, yea, te 6 lat wyjęte z życiorysu jednak się opłacało! Czuję że żyję!) Nikogo *nigdy* nie obchodziła moja przeszłość, każdy zawsze patrzył co umiem zrobić, w jakim stylu, jak szybko (i chyba słusznie). Setki tysięcy studentów na całym świecie zadłuża się, żeby studiować "to co modne" - bo albo nie wiedzą co chcą studiować albo nie chce im się sprawdzić, co to naprawdę jest za kierunek i czy na prawdę ma takie świetne perspektywy i czy czasem nie pakują się w problemy. Cała masa multi-milio/bilio nigdy nie pokończyła (lub wręcz nie zaczęła) studiów. I na koniec - dynamika czasów DZIŚ, TERAZ jest inna niż np 10 lat temu (i inna niż będzie za 10 lat). Dziś lepiej chyba z byle pracą, ale pracą -- niż np z dyplomem filologa, menedżera, ekonoma i... sytuacją taką samą jak tysiące podobnych filologów, menedżerów i ekonomów "wyprodukowanych" w tym roku przez wszystkie uczelnie.

    Natomiast z 2. strony - zawsze gdy moje CV zostało przyjęte, jakaś niewidoczna osoba w szarym garniturze i na odpowiednio mocnej pozycji żeby i tak zignorować to co mówią inni - musiała powiedzieć swoje "TAK". Pozostaje jednak spekulacją na ile dyplom wyższej uczelni się tu liczy. Kontynuując 2 stronę - studia uczą jak masz się uczyć. Jak masz priorytetyzywy... jak masz ustalać priorytety :) Jak układać czas, jak dzielić go między przyjemnościami i egzaminami i snem :)

    Wg mnie czegokolwiek byś nie wybrała:
    -studia żeby zostać w CH,
    -rzucenie studiów żeby zostać w CH,
    -praca żeby studiować i zostać w CH
    -rzucenie CH żeby studiować ;)

    to i tak zawsze wygrasz, bo to nie są drastyczne wybory.
    Poza tym... jakoś bardzo wierzę w pannę D., na pewno da sobie radę. D to jest przeciez skrot od "Braves Mädchen" :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Panie Anonimie, któż kryje się pod Pana przykrywką?
    Dziękuję z CAŁEGO SERCA za powyższy komentarz. Dziękuję za rady, dziękuję za opisanie sytuacji z Twojego (mogę zwracać się na Ty?:)) punktu widzenia, a przede wszystkim dziękuję za wiarę, której mi osobiście brakuje.

    Mam podobne spostrzeżenia dotyczące studiów. Dlatego też zdecydowałam się na wyjazd. Nie dość, że nie dawały mi żadnej satysfakcji, to jeszcze dochodzi świadomość, że być może wcale nie otworzą mi furtki na świat. W czasach, gdy w Polsce studiuje co 2 osoba (muszę zapoznać się ze statystykami) posiadanie papierka nie jest już niczym wyjątkowym. Prawda jest taka, że studiować może niemal każdy. Sprzedać się (nie lubię tego określenia) potrafią najlepsi.

    Sytuacja stała się skomplikowana, bo doszły uczucia. A z tym trudno wygrać. Każda opcja jest równie bolesna. Jedna dla rozumu, druga dla serca (chyba nie muszę mówić, która zadaje mi bardziej bolesne ciosy). Widząc reakcję ludzi, widząc, że w moją sytuację zaangażowały się także zupełnie obce mi osoby, mam ochotę krzyczeć z radości, ale i z rozpaczy. Bo jak mogę ich teraz zostawić? Rok, 2 lata to może i niedużo, ale dla mnie to wieczność. Oddalona od ukochanego kraju, od nowych przyjaciół, on niego, od miasta, które kocham nad życie, zwyczajnie boję się o siebie. Boję się, że tego nie zniosę, że ból będzie zbyt silny. I chyba to jest w tym wszystkim najtrudniejsze.

    Pozostaje mi przemyśleć to wszystko raz, potem drugi, trzeci i setny.
    Dziękuję raz jeszcze i życzę miłego dnia!
    Jest mi niezmiernie miło, chociaż ciekawość mnie zżera:D

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobry wieczór panno D. =)
    Aż nie chce mi się wierzyć że ostatnio popełniłem wpis równe 7 miesięcy temu (krótkie i tępe wpisy anonimowego postera to żadnym razie nie wpisy panicza Anonima). Przeczytałem teraz wszystko od tego punktu (20 maja) na linii czasu i nareszcie zrozumiałem że to uczucia, więc logiczne wymienianie za i przeciw mija się z celem. Jeżeli to dłoń Waćpana na zdjęciu z żółtym znakiem-składakiem, to jest to bardzo przystojna męska dłoń! Niech trzyma dłoń panny D. mocno i chroni ją przed niebezpieczeństwami tego świata :)

    Niestety na uczucia nie mam dla Ciebie rady, ani algorytmu postępowania. Należy im się poddać bo są zbyt silne żeby dały się ujarzmić. W nagrodę będzie nam dane ich doświadczyć :)

    Mam nadzieję że będziesz kontynuować dalej wpisy na swoim blogu ? Parę osób nadal tu zagląda, możesz mi wierzyć na słowo.

    Grüsse,
    [* * * * * * * * * * *]

    OdpowiedzUsuń