Słowacko- polska ekspedycja postanowiła rozprostować swe kończyny i udać się na kolejną górską wyprawę. Poniedziałkowe, bezchmurne niebo zachęca do wędrówki, szybko jednak panny uświadamiają sobie, że ich pomysł, by nie jeździć w Alpy w słoneczne dni powinien w końcu wejść w życie. Słońce pali, pejzaże zachwycają, ale nie tak, jak zachwycać powinny. Widoczność na skutek upału jest ograniczona i widzimy tylko kontury zaśnieżonych szczytów pobliskich gór.
Na szczęście niedobory rekompensowane są przez otaczające nas jeziora. Zugersee (Jezioro Zug) czaruje błękitem, Vierwaldstättersee (Jezioro Czterech Kantonów) ukazuje się w całej okazałości, a leżąca nad nim Lucerna przestaje sprawiać wrażenie małego miasteczka.
Zugersee
Vierwaldstättersee
Rozkoszujemy się daniami typowymi dla tego regionu. Ma być ciężko i tłusto, co w przypadku kraju mlekiem, czekoladą i serem płynącym nie jest wcale takie trudne.
Nadmiar słońca daje się we znaki i podróżniczki ponownie dają koncert śpiewając słowacko-polsko-niemiecko-szwajcarsko-włosko-angielskie pieśni. Poliglotki z nas, nie ma co.
Kryzys nadchodzi po kilkunastu kilometrach. Od 2 godzin nie minął nas ani jeden człowiek, znajdujemy się w środku lasu, zapasy wody skończyły się kilkanaście minut wcześniej, a szlak zdaje się nie mieć końca.
Docierając do wioski jesteśmy gotowe łapać stopa. Pomysł udany, szczególnie, że mijają nas wyłącznie traktory. Tutaj, po raz kolejny przekonujemy się, jak pomocni są Szwajcarzy. Rozglądając się w poszukiwaniu najkrótszej drogi do miasta słyszymy wskazówki farmera (naturalnie w nieznanym dla nas szwajcarskim dialekcie typowym dla tego regionu).
Docierając do wioski jesteśmy gotowe łapać stopa. Pomysł udany, szczególnie, że mijają nas wyłącznie traktory. Tutaj, po raz kolejny przekonujemy się, jak pomocni są Szwajcarzy. Rozglądając się w poszukiwaniu najkrótszej drogi do miasta słyszymy wskazówki farmera (naturalnie w nieznanym dla nas szwajcarskim dialekcie typowym dla tego regionu).
Farmer: panie, pójdziecie panie tam prosto, później tam w lewo i w prawo. Później tam taka droga jest i macie panie tam pod górę iść, a później w dół i najlepiej przez środek. A później to takie skrzyżowanie jest i tam w prawo, a na rondzie w lewo i tam później koło takiego czerwonego domu to tak obok gdzieś przejść i go minąć i tam już widać dworzec. W sumie to niedaleko jest.
Wszystko wskazuje na to, że była to ostatnia w tym roku wyprawa duetu T&D.
Przed Panną D. długa przerwa w odkrywaniu zakątków czarującej Szwajcarii. Przerwa, którą zamierza wykorzystać na wertowaniu map, przewodników i zrobieniu listy miejsc, w których nas jeszcze nas nie znają.
W Zurichu natomiast dzieje się dużo. Niestety wrodzone lenistwo i komplety brak pomysłów nie pozwolą mi dzisiaj zająć się tym tematem.
bardzo zabawne :)
OdpowiedzUsuńwracaj do nas szybko!
Mam nadzieję, że się uda :) No i że się w końcu spotkamy.
OdpowiedzUsuń