poniedziałek, 12 września 2011

AROSA, WEISSHORN czyli w końcu w Gryzonii!

Zachęcona przepięknymi widokami, które towarzyszyły jej w Wallis postanowiła udać się w towarzystwie niezastąpionej T. na kolejną wyprawę.
Panna D. marzyła o zawitaniu do Gryzonii od września zeszłego roku. Niestety ciągle COŚ uniemożliwiało jej wyjazd. A to brak czasu, a to brak funduszy, a to pogoda, a to lenistwo.
Nie tym razem! Kasa w portfelu, długi weekend, bezchmurne niebo. Poziom energii nieco za niski czego przyczyna tkwiła we wczesnej pobudce, ale "stąd odwrotu nie ma już".

Kierunek Chur. Tam spędziły całe 7 minut, bo dokładnie tyle miały na zmianę pociągu.
Kierunek Arosa. Szybkie spojrzenie na miasteczko, które staje się bazą wypadową do pieszych i rowerowych wycieczek, a zimą do białego szaleństwa.


Standardowo zaczęły od kolejki linowej, która wwozi je na szczyt Weisshorn (2653m.n.p.m). Stąd rozpoczynają kilkugodzinną wędrówkę pośród skał, żółtej trawy, polnych kwiatów i jagód.

Rozkoszują się ogórkami, suchą sałatką, pomidorami, chlebem. Uczta na wysokości 2500 metrów nie należy do częstych przyjemności. Niestety.








Mokre, wyczerpane i ledwo żywe zasiadają nad jeziorkiem i planują kolejne wyprawy w nieznane. Coś im podpowiada, że to dopiero początek...

2 komentarze:

  1. ale tam pięknie!

    jak udaje Ci się dodawać dwa zdjęcia obok siebie? Próbowałam i nie ma mowy u mnie o czymś takim

    pozdrawiam serdecznie, czekam na więcej relacji i zdjęć z podrózy! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie opanowanie tej sztuki zajęło rok :D Musisz kliknąć na fotkę (zaznaczyć ją) po czym przeciągnąć w dane miejsce. Ja zawsze najpierw ustawiam opcję do lewej, druga do prawej, a później przeciągam jedną w górę.

    Relacje pojawią się wkrótce, bo mam ogromne zaległości i jak się za to nie zabiorę to już mi się to nigdy nie uda ;)

    Pozdrawiam:*

    OdpowiedzUsuń