niedziela, 9 października 2011

Nigdy nie spożywaj trunków z Włochami!

Upał i zmęczenie dają się we znaki. Kierujemy się więc w stronę Castello Sforzesco. Tutaj dopada nas grupka ciemnoskórych sprzedawców ręcznie robionych bransoletek. Są przekonani, że dzięki "ciao bella" bądź też "Angelino Jolie zaczekaj!" będą w stanie skłonić nas do zakupu. Przez kolejne 3 dni napotykamy na nich na każdym kroku. Złość bierze górę. Dopiero później dochodzi do nas jak biedni są ci ludzie, którzy tylko w taki sposób mogą zapewnić sobie byt w Milano.
Mieszkając w Zurichu zupełnie zapomina się o istnieniu takich problemów




Nie mamy siły by zatrzymać się na dłużej. Marzymy tylko o ściągnięciu butów, położeniu się na trawie, wypiciu czegoś zimnego i spaniu. Na szczęście w odległości 5 minut znajduje się jeden z największych parków Milano (z ulicą A. Mickiewicza;)). Odpoczywamy i zastanawiamy się jak przebiegnie nasze spotkanie z hostem- rodowitym Włochem. Niepokój bierze górę. Naszą uwagę od refleksji przerywa jednak parka namiętnie obściskująca się w jednym z parkowych zakątków. Nie jesteśmy jedynymi obserwatorami tego miłosnego pokazu. Na chwile zapominamy o stresie.





                                                             
Arco della Pace

Wieczór zbliża się nieubłaganie. Pora udać się na spotkanie z naszym hostem. Na szczęście okazuje się, że to, o czym zawsze marzymy nocując u obcych ludzi, a więc poczucie bezpieczeństwa i swobody, zostaje nam dostarczone. Restauracja, najlepsza pizza na świecie, wino, drinki i nauczka na całe życie.

Ku pamięci:

1. nigdy, przenigdy nie ufać Włochom (mam na myśli mężczyzn urodzonych w Italii),
2. jeśli jednak im się zaufa (uf, uf) nie należy nigdy decydować się na wspólne picie trunków,
3. jeśli jednakże Włoch przekona Was do wspólnego biesiadowania pamiętajcie, by NIGDY NIE MIESZAĆ WINA Z DRINKAMI (w Italii faktycznie dodaje się coli do wódki, a nie wódkę do coli),
4. jeśli ktoś zdecyduje się na ową mieszankę należy pamiętać, że popijanie jej prawdziwym 1000% specjałem włoskim grozi śmiercią lub spędzeniem 40 min. w toalecie (włoskiej!)
5. nie wybierać się do Milano, gdy temp. o 9 rano pokazuje 30 stopni. Szczególnie jeśli nie wcielono poprzednich 4 wskazówek do życia. 


Sobota była na pewno ciężkim dniem. Odwiedzamy:
S. Maria delle Grazie (to tutaj znajduje się obraz "Ostatnia Wieczerza")

wjeżdżamy na dach Duomo by zachwycać się widokami ruchliwego miasta, umieramy, poszukujemy sukienki, umieramy, zakupujemy czapki na zimę, umieramy, odnajdujemy kolejny park, w którym przysłuchujemy się rozmowie (o pogodzie) nieco starszego towarzystwa i obserwujemy dzieciaki jeżdżące na kucykach, umieramy. 
Wieczorem udajemy się na spacer po mieście. Udaje nam się nawet zgubić, gdy okazuje się, że metro zamykane jest po godzinie 00:00. Niestety dla chcącego nic trudnego. Po jakimś czasie znajdujemy się tuż obok naszego miejsca "postoju".





Ostatni dzień upływa nam na spacerze i odwiedzeniu miejsc, do których jeszcze nie dotarłyśmy. W końcu udaje nam się odwiedzić La Scalę!!! Oczarowana muzeum i najwspanialszą salą teatralną pod słońcem nie potrafię powrócić do rzeczywistości. Najchętniej spędziłabym tam kilka(naście) godzin wpatrując się na przygotowania do przedstawienia i czerwień kurtyny. Obiecuję sobie, że za kilka miesięcy przyjadę tu, by zachwycić się jedną z oper lub też przedstawień baletowych wystawianych przez artystów.




Przeszczęśliwe, że udało nam się odwiedzić kolejne miasto na naszej liście idziemy w stronę Milano Centrale. Niestety pociąg jest pełny. Musimy więc udać się na inną stację. Stamtąd jedziemy do Chiasso.

 czyżbym to właśnie tu miała zamieszkać?

Z Chiasso do ukochanego Lugano.


W Lugano ostatecznie wsiadamy do pociągu i w końcu zmierzamy w stronę Zurichu!

D.

1 komentarz: