wtorek, 26 czerwca 2012

Engelberg czyli dzień pełen wrażeń

Wizytę w Engelbergu planujemy od stycznia. Jesteśmy zmuszone do trzykrotnej zmiany daty. Mija zima, mija wiosna, nadchodzi lato, a my uświadamiamy sobie, że od ponad 4 miesięcy nie opuściłyśmy granic Zurichu (nie licząc wyprawy na Uetliberg i wizyty w Polsce).
Decyzja o wyjeździe zapada spontanicznie. Jak zwykle. Na dzień przed wyjazdem wertuję mapy, przewodniki, wyszukuję tras, które możemy pokonywać. W praktyce, jak to mamy w zwyczaju, wybieramy inny wariant.
Decydujemy się na wjazd na Brunni. Sadowimy się w gondoli i podziwiamy niezwykłe widoki... W myślach. Bowiem w  rzeczywistości otacza nas gęsta mgła. Nie widzimy ani domów, ani lasów, ani krów. Nie wspomnę o alpejskich szczytach. Panna D. wygłasza mowę pt. "na pewno za godzinę słońce zwycięży mgłę", ale jej entuzjazm opada, gdy mamy przesiąść się do kolejki krzesełkowej, nie wiemy jednak dokąd iść, gdyż mgła ogranicza widoczność do kilku centymetrów. Wrodzona, kobieca intuicja okazuje się być bardzo przydatnym narzędziem. Docieramy do krzesełek i urządzamy jeden z pokazów "tutaj nas zapamiętają". Noga panny D. zostaje przytrzaśnięta, panny płaczą ze śmiechu i gratulują sobie zdolności wpadania w kłopoty.





Po opanowaniu sytuacji, rozmowie z krowami, uratowaniu nogi i nakręceniu filmiku docieramy na szczyt. W towarzystwie mgły rzecz jasna. Decydujemy się więc na zwiedzenie terenu, urządzenie pikniku, i zadbanie o nasze stopy (!). Na wysokości ponad 2000 metrów nad poziomem morza, wokół niewielkiego jeziorka Szwajcarzy urządzili ścieżkę zdrowia dla stóp. Najbardziej przypadła nam do gustu "kąpiel" w czymś, co przypomina łajno ulubionych zwierząt panny D.






Stopniowo widoczność stawała się lepsza. Z minuty na minutę mogłyśmy podziwiać coraz więcej alpejskich szczytów. W końcu po kilkudziesięciu minutach zobaczyłyśmy Titlis, eureka! Od tej pory przyjdzie nam walczyć z upałem i niezwykle ostrym słońcem. Któż jednak przejmowałby się palącymi promieniami, gdy jest się w tak niezwykłym miejscu, gdzie można podziwiać przepiękne widoki, iść kilometrami wśród kwiatów, pól, łąk i lasów?



Widok na Titlis (3238 m n.p.m.)


Drogę do Engelbergu tym razem pokonujemy pieszo. Współtowarzyszka wypraw daje namówić się na zjazd torem saneczkowym, gdzie dzięki kilku hasłom i popełnionym błędom (ku uciesze pana), znów pozostaniemy zapamiętane i będą krążyć o nas legendy.

D: pan się nie przejmuje, to u nas normalne!

Ulubienice panny D. nadchodzą nagle z naprzeciwka i skutecznie zagradzają nam drogę i zmuszone jesteśmy kroczyć polną ścieżką i czołgać się pod drutami. To lubię!

 Panie krowy, my chcemy przejść!





Ku wielkiej radości udaje nam się także zaznajomić z cielątkami, które odegrały główną rolę w VIII filmiku duetu T&D. (premiera odbędzie się w czasie Zuryskiego festiwalu filmowego, we wrześniu 2012 roku). 
Radość zamienia się w śmiech, gdy w oddali dostrzegamy (Dalaj)Lamy i Globiego czyli bohatera szwajcarskich książek.






Śpiewamy, szukamy cienia, śpiewamy, pozdrawiamy innych turystów, śpiewamy, pałaszujemy lody i zapasy przygotowane specjalnie na tą okoliczność, śpiewamy, powoli opadamy z sił i błagamy o odrobinę cienia, śpiewamy. A raczej śpiewam ja, bo towarzyszka wyraźnie opadła z sił. Mnie jak zwykle w takich okolicznościach wypełnia niezwykły rodzaj energii. Duchowej, jak śmiem przypuszczać. Mimo niezwykłego zmęczenia skaczę, biegam i śpiewam kolejne piosenki.
Ponownie zachwycamy się krajem, do którego przyszło nam zawitać. Ponownie ogarnia nas szczęście i wzruszenie, że wystarczy wsiąść do pociągu byle jakiego (dosłownie!), wysiąść po godzinie (albo dwóch) i znaleźć się pośród cudownych górskich krajobrazów.


Szczęśliwe, natchnione i wykończone żegnamy się z Engelbergiem, a w głowach planujemy kolejną wyprawę. Bóg raczy wiedzieć gdzie następnie zawiezie nas pociąg. Czy będą to włoskie Lugano i Gandria, za którymi tęsknię każdego dnia, kolorowe francuskie Montreux, a może niemiecki Appenzeller, z którego wywodzi się jeden z najsłynniejszych szwajcarskich serów? Jedno jest pewne- gdziekolwiek się udamy będą czekać na nas wspaniałe widoki. I za całą pewnością wpadniemy w kłopoty. Bez tego nie byłybyśmy sobą!

2 komentarze:

  1. zdjęcie domku nad jeziorem świetne.. no i widok na góry <3
    Miałabym ochotę wybrać się teraz na piknik (ale unikając spotkania oko w oko z krową) :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach te widoki, widoki... wciąż nie umiem się nadziwić.
    Wpadaj kochana! Póki tu jestem :*

    OdpowiedzUsuń