I... się zawiodłam !!! Ze 100 planowanych zdjęć zrobiłam 2.
Winę zrzucam na pogodę, nieodpowiednią porę i niedzielę, która zapewne była powodem tego, że ulice były puste, a wszelkie informacje turystyczne pozamykane.
Oczekuję więc na wiosnę i liczę, że tym razem wrócę zakochana.
Pytając pani w sklepie co możemy tu zobaczyć usłyszałyśmy: "dzisiaj nic".
I właśnie ta myśl popchnęła nas do miejscowości mieszczącej się nieopodal Interlaken. Grindelwald- niewielkie miasteczko, które należy do słynnej dwunastki "Best of the Alps". Otoczony przez góry i lodowce staje się coraz popularniejszą bazą wypadową dla turystów, narciarzy, miłośników wędrówek etc.
I już po wyjściu z pociągu rozległy się ochy i achy !
Ogrom gór robi wrażenie. Piorunujące.
Wróćmy jednak do Grindelwaldu- góry, kupa śniegu, piękne, drewniane domki, narty, sanki, urocze kawiarenki i restauracje z przepyszną herbatą.
Właśnie tego było mi trzeba. Warto było spędzić 5 godzin w 6 pociągach, warto było wydać niemałą kwotę, warto było nastawić budzik na 7.
Martwi mnie tylko jedno- jest to kolejne miejsce, do którego NA PEWNO WRÓCĘ.
Nie wiem tylko skąd wezmę na to pieniądze i czas.
Ale nie ma rzeczy niemożliwych prawda ?
A ja idę rozkoszować się ostatnim wolnym dniem. Powrót do rzeczywistości będzie bolał.
Nawet bardzo.
Pozdrawiam, D.