poniedziałek, 29 listopada 2010

Grindelwald

W końcu po 3 miesiącach postanowiłam wybrać się do wymarzonego Interlaken. Miasto to chciałam zobaczyć jeszcze będąc w Polsce. Oczekiwałam, przekładałam, zmieniałam, aż w końcu ruszyłam.
I... się zawiodłam !!! Ze 100 planowanych zdjęć zrobiłam 2.
Winę zrzucam na pogodę, nieodpowiednią porę i niedzielę, która zapewne była powodem tego, że ulice były puste, a wszelkie informacje turystyczne pozamykane.
Oczekuję więc na wiosnę i liczę, że tym razem wrócę zakochana.
Pytając pani w sklepie co możemy tu zobaczyć usłyszałyśmy: "dzisiaj nic".

I właśnie ta myśl popchnęła nas do miejscowości mieszczącej się nieopodal Interlaken. Grindelwald- niewielkie miasteczko, które należy do słynnej dwunastki "Best of the Alps". Otoczony przez góry i lodowce staje się coraz popularniejszą bazą wypadową dla turystów, narciarzy, miłośników wędrówek etc.
I już po wyjściu z pociągu rozległy się ochy i achy !
Ogrom gór robi wrażenie. Piorunujące.
Wróćmy jednak do Grindelwaldu- góry, kupa śniegu, piękne, drewniane domki, narty, sanki, urocze kawiarenki i restauracje z przepyszną herbatą.
Właśnie tego było mi trzeba. Warto było spędzić 5 godzin w 6 pociągach, warto było wydać niemałą kwotę, warto było nastawić budzik na 7.
Martwi mnie tylko jedno- jest to kolejne miejsce, do którego NA PEWNO WRÓCĘ.
Nie wiem tylko skąd wezmę na to pieniądze i czas.
Ale nie ma rzeczy niemożliwych prawda ? 










Czemu jesteś wciąż taka piękna ?

A ja idę rozkoszować się ostatnim wolnym dniem. Powrót do rzeczywistości będzie bolał.
Nawet bardzo.

Pozdrawiam, D.

środa, 24 listopada 2010

Ach, cóż to była za noc !

Zacząć trzeba od... początku. Otóż jak się okazało mój sen o Afryce okazał się po części proroczy.
W prawdzie nie ja wybrałam się na ów kontynent. Zamiast mnie pojechali host- rodzice. W celach wypoczynkowych.
Oczywiście wiem, że chodziło o im seks.
Niczym para kochanków postanowili spędzić razem ostatnie chwile przed przeprowadzką tatusia (wspominałam o pogarszającej się sytuacji).
Czyż to nie cudowne !?
Ktoś jednak musiał objąć opiekę dwunocno-dwudniową (non stop) nad dwójką JAKŻE UROCZYCH DZIECI. Zagadka- któż to taki ?

Na szczęście tatuś postanowił wieczoru wczorajszego wybrać się do znajomych na brydża, pokera czy cholera wie co (tak naprawdę doszukuje się tu pretekstu do odwiedzenia kochanki). Rodzice więc opuścili dom po godzinie 4.

A fakty wczorajszej nocy są takie:

- mini-mini obudziła się o godzinie 22 i zapragnęła napić się mleka. Matka, jak przystało na mądrą matkę winna była zanieść mleko do pokoju, w którym spoczywała mini-mini. Ale nie !! Lepiej wziąć dziecko do pokoju, w którym siedzi reszta stada, pobawić się z nim, pośmiać, potańczyć. Przecież to takie SO CUTE. I było do czasu aż przyszła pora na położenie dzieciątka do łóżka.
- mini-mini nie miała najmniejszej ochoty na sen. Zaczęła więc krzyczeć. Chociaż słowo to nawet w połowie nie opisuje tego, co robiła. Wrzask, darcie się również wymiękają. Połączmy to więc razem.
- podczas gdy mini-mini krzyczała-wrzeszczała-darła się zmęczona D. postanowiła udać się na spoczynek o godzinie 23:30. Zasnęła. Gdy obudziła się pół godziny później mała wciąż odbywała swą partię solową. Matka nie-Polka próbowała wszystkiego: kąpieli, noszenia, bujania, balkonu. Nic nie pomogło. Koncert trwał.
- D. zasnęła ponownie (budząc się co jakieś 15 min.). Gdy obudziła się o 1:40 krzyki-wrzaski- darcie się wciąż trwało. Nieprzerwanie.
- mini-mini zasnęła przed 2. Ponownie obudziła się o 4, ale to już inna historia.
- maxi-mini postanowiła wziąć przykład z młodszej siostry i również nieco pokrzyczeć- powrzeszczeć-podrzeć się, porzucać się na podłogę o godzinie 4, w czasie gdy jej rodzice opuszczali mieszkanie. Do godziny 5 oglądałyśmy więc bajkę, która wywołała kolejną falę płaczu, bo słonie zostały zaatakowane przez kłusowników !
- Panna D. spała więc dzisiejszej nocy ok. 4 godzin i jest nieco nieprzytomna.
- Panna D. nie wie, jak zniesie dzisiejszą noc, kiedy będzie sam na sam z dwójką potworów.
- Panna D. przysięga, że jeśli sytuacja się powtórzy albo ona, albo dzieci wylecą przez okno.
- Panna D. zasługuje na order super bohatera.
- Panna D. błaga o cud !

niedziela, 21 listopada 2010

30 DNI !

Już tylko (?) MIESIĄC dzieli mnie od domu, rodziny, znajomych, kotów etc.

W obliczu obecnie stale pogarszającej się sytuacji jest to jedyna rzecz, której wyczekuję.
Fertig.

wtorek, 16 listopada 2010

Afryka dzika czyli WAKA, WAKA !

A dziwny sen to ci dzisiaj miałam.
Śniło mi się, że wraz z kompletnie pomieszanym gronem znajomych jechałam do Afryki. W celach naukowych.
Nie mam pojęcia co mieliśmy tam robić. Kopać, szukać, a może badać socjologiczne aspekty życia w wioskach ? Niestety na to pytanie nie znalazłam odpowiedzi.
Barney (ten z "How I met your mother") powiedział, że mam nie zadawać więcej pytań, bo wtedy nastawię się negatywnie na całą wyprawę. Nie zadawałam więc.
Ustawiłam opis na gg: Afryka dzika czyli WAKA WAKA i ruszyłam samolotem w stronę Austrii. Niestety nie doleciałam. Chińskie dziecko postanowiło pokrzyczeć.
Martwiło mnie tylko to, że mieliśmy spędzić tam 3 miesiące, a ja zapomniałam podpasek.
Na leczenie już chyba za późno, hmm ?
I zdaję sobie sprawę, że tylko nudziarze opowiadają o swoich snach (;


Niedzielna ekspedycja do Schaffhausen:









Zarówno wodospad, jak i miasteczko wzbudziło u mnie zachwyt. Spacerując wieczorem po urokliwych, wąskich uliczkach poczułam magię nadchodzących świąt. Pierwszy raz od kilku lat.
35 dni !

Pozdrawiam, zakochana D.

piątek, 12 listopada 2010

Pomieszanie z poplątaniem

W związku z tym, że zarówno w moim pokoju, jak i moim życiu jest jeden wielki bałagan i tutaj
zagości dziś chaos.

I- Chcąc zabić czas i uniknąć deszczu udałyśmy się z E. do jednego z naszych ukochanych sklepów.
Absolutnie ulubiony, cudowny, 4-piętrowy, w którym w ciągu godziny byłybyśmy w stanie wydać 10 tysięcy franków.
Sklep z zabawkami.
I właśnie w czasie owej wizyty Doma zadała sobie i E. jedno pytanie:

D: zastanawiałaś się kiedyś dlaczego czarnoskóre i skośnookie lalki są tak mało popularne ?
E: w zasadzie to nie.

Odpowiedź co do tych drugich szybko się znalazła:


Może to i lepiej, że jest ich tak mało.

W sklepie tym pokazałyśmy także, jak bardzo w chwili obecnej kochamy dzieci.
Widok małego, płaczącego i drącego się dzieciaka wywołał w nas takie reakcje:
E: no i co drzesz ryja ?
D: zamknij się !


Zastanawiałyśmy się tylko, co by było, gdyby jego mama okazała się Polką.

II- bywają takie chwile, kiedy człowiek siedząc w pracy akceptuje to, że musi w niej siedzieć:


Uwielbiam także momenty, w których praktykujemy KOBIECE POGADUSZKI.
Mini-mini siedzi na swoim nowym tronie, mini-maxi zasiada na krzesełku i tak sobie siedzimy i rozmawiamy o różnych sprawach. Głównie kobiecych. Mini-mini w swoim języku baba-mama-papa, maxi-mini posługuje się mieszanką duńsko-niemiecko-szwajcarsko-chorwacką czasem dodając coś w stylu: aj dont noł, ja z kolei praktykuję ojczysty język.

III- wciąż umieram, a najlepszym lekarstwem na moje gardło okazuje się Mc Flurry (fundacyjna tradycja).

IV- moje oczekiwanie na odpoczynek weszło w fazę 30. Oznacza to, że do powrotu do Polski dzieli mnie już jedynie (?) 39 dni.

V- korzystając z publicznej toalety zauważyłam rzecz nietypową i niesamowicie intrygującą:



co ciekawe WC znajduje się obok miejsca, w którym spotykają się dilerzy. Nota bene miejsce to
graniczy z placem zabaw. Świetna miejscówka.

VI- zapomniałam.

VII- leje. Choć to mało powiedziane.

VIII- robienie prania naprawdę cholernie mnie uszczęśliwia !!! Widok czystych rzeczy, ich zapach, dotyk sprawiają, że liczy się tylko tu i teraz (;


Ciao !
D.

sobota, 6 listopada 2010

Cierpię...

... na kaszel, gardło, zatoki i katar. Do tego na zmęczenie, niewyspanie, zły humor, zwątpienie, brak weny, złość i SZALEŃSTWO !

Dlatego też pozwolę sobie zamieścić wyłącznie wiadomości skrótowe:

- dnia wczorajszego przeżyłam 15 (nie 16) godzin z dziećmi. Było ZOO, był krzyk, były fochy, była dyscyplina, były rozkazy, był także bałagan. Miały być ciastka, ale nie wyszły.
Właściwie najpiękniejszą częścią dnia byłą godzina 9:40 kiedy to położyłam mini-mini do maxi wyra, maxi-mini ułożyła się na posłaniu podłogowym, ja natomiast poległam obok małej i wszystkie trzy pogrążyłyśmy się we śnie,
- rozkochałam się jeszcze bardziej w mieście i pięknej wiośnie, która u nas gości(ła),
- nadchodzą święta. Dziś spotkałam nawet Mikołaja. Takiego z brodą, czapką, workiem i w dodatku był żywy i nawet chodził. W Zurichhorn stanęła natomiast wielka choinka (nie sama oczywiście),
- do lotu pozostało mi 45 dni. Za 45 dni będę więc stąpać po polskiej ziemi, rozkoszować się domowymi obiadami, swoim własnym łóżkiem i kotami !,
- pokochałam baseny. Szczególnie te na dworze, te długie i te z areobikiem i webcamerami,
- w Zurichowie mamy obecnie expo wina. Wystarczy kupić bilet i można do woli chodzić po statkach i degustować. Z tego względu uważam, że powinnam dostać 4 dni wolnego,
- mieszkanie pośród facetów jest naprawdę zabawne ! Szczególnie jak ma się 3 pokoje dalej Hindusa, który okazuje się być bardzo troskliwym Hindusem. Czy Hinduscy młodzieńcy mogą mieć białe nie-hinduskie kochanki ?,
- rozkochałam się w swetrach mego host- ojca, w których to swetrach paraduję po moim akademiku.
Domyślam się, że brzmi to nieco dziwnie. Niech więc tak zostanie,
- w skutek szczęśliwego trafu udałam się dziś do Basel. Mogłam więc skreślić kolejne miasto, które znalazło się na mojej liście życzeń. Widok dzieci, z którymi podróżowałam autem ("moich" dzieci) nie wprawił mnie w dobry humor, jednakże miasto zwiedzałyśmy ze słowacką towarzyszką same tak więc warto było.
Mimo zimna, tłumów, hałasu i braku planu, totalnego zamieszania, pociągania nosem, głodu.

A było tak:

Spalentor

Spalentor

Münster

Basel's Autumn Fair


Rathaus

był jeszcze ze świńskim ryjem !


Największy zachwyt wzbudził w nas jednak widok Orsaya !
Już wiemy, gdzie będziemy jeździć na zakupy :)

I tym jakże optymistycznym akcentem pragnę się pożegnać.
Żegnam więc, D.

poniedziałek, 1 listopada 2010

Urodzinowo

Z pośród wszystkich życzeń, które otrzymałam najbardziej rozczuliły mnie te:
(Mama wysyła mi rodzicielskie życzenia, po czym dodaje: "a teraz od kotów"):
 
Wlazł kotek na płotek i leży,
w  uśmiechu do Ciebie się szczerzy,
na płotku się ładnie układa,
serdeczne życzenia Ci składa !


Prawda że mam wyjątkowo kreatywne koty ?
I wyjątkowo szaloną matkę ? :)

Jeśli zaś chodzi o największą surprise to sprawił mi ją mój-sąsiad-Hindus (w skrócie MSH), który nie dość, że złożył mi życzenia to jeszcze podarował mi kwiatka i czekoladę. Nie byłam w stanie podnieść szczęki przez dobrych kilka minut.

Czyli nie takie urodziny na emigracji złe, jak je malują.

Zdjęć brak z powodu lenistwa.
Pozdrawiam, D.