sobota, 6 listopada 2010

Cierpię...

... na kaszel, gardło, zatoki i katar. Do tego na zmęczenie, niewyspanie, zły humor, zwątpienie, brak weny, złość i SZALEŃSTWO !

Dlatego też pozwolę sobie zamieścić wyłącznie wiadomości skrótowe:

- dnia wczorajszego przeżyłam 15 (nie 16) godzin z dziećmi. Było ZOO, był krzyk, były fochy, była dyscyplina, były rozkazy, był także bałagan. Miały być ciastka, ale nie wyszły.
Właściwie najpiękniejszą częścią dnia byłą godzina 9:40 kiedy to położyłam mini-mini do maxi wyra, maxi-mini ułożyła się na posłaniu podłogowym, ja natomiast poległam obok małej i wszystkie trzy pogrążyłyśmy się we śnie,
- rozkochałam się jeszcze bardziej w mieście i pięknej wiośnie, która u nas gości(ła),
- nadchodzą święta. Dziś spotkałam nawet Mikołaja. Takiego z brodą, czapką, workiem i w dodatku był żywy i nawet chodził. W Zurichhorn stanęła natomiast wielka choinka (nie sama oczywiście),
- do lotu pozostało mi 45 dni. Za 45 dni będę więc stąpać po polskiej ziemi, rozkoszować się domowymi obiadami, swoim własnym łóżkiem i kotami !,
- pokochałam baseny. Szczególnie te na dworze, te długie i te z areobikiem i webcamerami,
- w Zurichowie mamy obecnie expo wina. Wystarczy kupić bilet i można do woli chodzić po statkach i degustować. Z tego względu uważam, że powinnam dostać 4 dni wolnego,
- mieszkanie pośród facetów jest naprawdę zabawne ! Szczególnie jak ma się 3 pokoje dalej Hindusa, który okazuje się być bardzo troskliwym Hindusem. Czy Hinduscy młodzieńcy mogą mieć białe nie-hinduskie kochanki ?,
- rozkochałam się w swetrach mego host- ojca, w których to swetrach paraduję po moim akademiku.
Domyślam się, że brzmi to nieco dziwnie. Niech więc tak zostanie,
- w skutek szczęśliwego trafu udałam się dziś do Basel. Mogłam więc skreślić kolejne miasto, które znalazło się na mojej liście życzeń. Widok dzieci, z którymi podróżowałam autem ("moich" dzieci) nie wprawił mnie w dobry humor, jednakże miasto zwiedzałyśmy ze słowacką towarzyszką same tak więc warto było.
Mimo zimna, tłumów, hałasu i braku planu, totalnego zamieszania, pociągania nosem, głodu.

A było tak:

Spalentor

Spalentor

Münster

Basel's Autumn Fair


Rathaus

był jeszcze ze świńskim ryjem !


Największy zachwyt wzbudził w nas jednak widok Orsaya !
Już wiemy, gdzie będziemy jeździć na zakupy :)

I tym jakże optymistycznym akcentem pragnę się pożegnać.
Żegnam więc, D.

1 komentarz:

  1. ej Panno D.! Jesli wyjdziesz za Pana Hindusa spełnią się moje marzenia o zobaczeniu indyjskiego wesela na żywo (zakładam,że bedę zaproszona). No i wiesz,że lubię indyjską kuchnię.. więc jak już się nauczysz gotować,to.. ;D
    Pierwsze zdjęcie przypomina mi Bramę Prochową w Pradze.. <3

    :*

    OdpowiedzUsuń