niedziela, 23 stycznia 2011

LISTA UKOCHANYCH MIEJSC CZĘŚĆ NIE WIEM KTÓRA

Dziś o jednym szczególnym dla mnie miejscu. Szczególnym od samego początku, bo już we wrześniu obdarzyłam je dziwnym, nietypowym, trudnym do określenia uczuciem. Tym razem nie chodzi o miejsce kontemplacji, o kościół, ratusz czy inny zabytek. Tym razem mam na myśli Club. Splendid club. Z muzyką na żywo.
Miejsce nietypowe. Nietypowe ze względu na ludzi, których można tam spotkać. Przewaga ludzi starszych, choć i tych młodych tu nie brakuje. Z całą pewnością wiele istot omijało by to miejsce z daleka (można tu oglądać namiętne pocałunki, obmacywanki etc. osób po 60). My jednak trafiłyśmy tam, gdy na fortepianie grał człowiek o cudownym głosie, powalającym wyglądzie, ogromnym talencie, świetnym poczuciu humoru. Człowiek niezwykle otwarty, hipnotyzujący wręcz publiczność. Co ciekawe nie tylko płeć piękna jest nim oczarowana.
Valentine.
Tym samym zaczął się okres cotygodniowych pielgrzymek do owego baru. Spędzanie w nim kilka godzin, słuchanie, marzenie, uśmiechanie się. W między czasie pozwanie nowych ludzi (facetów), z których 99% myślała tylko o seksie. Na szczęście obsługa (szef, barman, Valentine) okazała się być bardzo troskliwa, także wszelkie przykre doznania szybko odchodziły w niepamięć.
Zaczęła się także typowa dla Panny D. obsesja. Typowa, ale zarazem inna. Cały tydzień pracy był jednym wielkim oczekiwaniem na piątek i sobotę. Na kolejne wyjście. Jednocześnie z każdym wyjściem rodziło się coś nowego. Nowe uczucie, nowe pragnienia, nowe lęki. Myślałam, że jestem z tym sama. Jak się okazało nie do końca. Ten dziwny stan nie był doświadczany tylko przeze mnie. Po jakiś 3 tygodniach koleżanka oświadczyła, że nie jest już w stanie dłużej tam chodzić, bo COŚ DZIWNEGO dzieje się z nią kolejnego dnia. Tak jest i w moim przypadku. Nie potrafię kompletnie wrazić tego co czuję. Nie jest to strach, nie jest to smutek, nie jest to zdumienie. Nic z tych rzeczy. Nie wiem czy kiedykolwiek w swoim życiu przeżywałam coś takiego.
Teraz, kiedy Valentine powrócił na miesiąc do Zurichu to coś znów wróciło. Staram się to wyjaśnić, staram się zrozumieć, pojąć, wytłumaczyć, ale nie jestem w stanie. Nie zbliżam się nawet o milimetr do odpowiedzi. A co najciekawsze ta niepewność jest czymś strasznym, ale równocześnie niesamowitym.

Nic nie brałam, nic nie piłam. Po prostu znalazłam się znów w stanie absolutnego niezrozumienia tego, jakie emocje mną targają.

Nocy wczorajszej poznałyśmy w clubie 2 Polaków i dzięki jednemu z nich cały mój ulubiony repertuar został odśpiewany i zagrany. Niektórzy Polacy chcą umilić życie innym i chadzają do fortepianu, by prosić o kolejne hity. Są pewne piosenki, które do końca życia będą kojarzyć mi się ze Szwajcarią, splendid i V. :

1. http://www.youtube.com/watch?v=s0GIaJuan9Y&translated=1 "Hey Baby" DJ Otzi
2. http://www.youtube.com/watch?v=nPLV7lGbmT4&ob=av2em&translated=1 "Maria Maria" Santana
3. http://www.youtube.com/watch?v=pm4ivBDb53U&translated=1 "Angles" Williams
4. http://www.youtube.com/watch?v=lwTpZpwjtIE&translated=1 "We don't need no education" Pink Floyd
5. http://www.youtube.com/watch?v=irp8CNj9qBI&translated=1 "Bohemian Rhapsody" Queen (niezwykłe wykonanie V.)
6. http://www.youtube.com/watch?v=WpmILPAcRQo&translated=1 "Time od my life"
7. http://www.youtube.com/watch?v=D3AkQZcD_ME&translated=1 "Purple rain" Prince

I po wysłuchaniu owej listy czuję się doprawdy spełniona :D
Idę analizować dalej, może dojdę do składu.

Valentine, wo bist du !?
Dlaczego robisz z ludźmi tak straszne rzeczy ? :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz