Kilka wydarzeń minionych dni zmusiło mnie do refleksji czy oby na pewno wciąż jestem świadomą Polką.
Jedno z nich miało miejsce w ubiegłym tygodniu, gdy Panna D. siedziała w towarzystwie swojej słowackiej bratniej duszy (Ania Shirley wiecznie obecna w mym życiu;)) w ich jakże ukochanym clubie/barze.
Ok. godziny 3 podeszła do nich jakaś dziewczyna i między nią, a Panną D. zawiązała się rozmowa:
A: Hej jestem Aga, jesteś z Polski nie ?
D: Hello, sorry i don't understand, do you speak english ?
Po dzień dzisiejszy próbuję odgadnąć co mnie wtedy opętało. Naprawdę nie rozpoznałam mowy polskiej.
Winę zrzucam na chorobę. W głębi serca ta wymówka mnie nie satysfakcjonuje.
Niemiecki, Panna D. odczytuję swą pracę domową (plan tygodnia- uwzględnienie daty, czasu, aktywności, miejsca).
D: Sobota, od 4-12 śpię. Miejsce- moje łóżko.
Justin: jesteś pewna że twoje ?
D: Sobota, od 22- 4 club. Taniec (słówek mi brakło).
J: na stole ?
D: tak, właśnie w taki sposób zarabiam.
Dopiszę jeszcze, że uczę się języka słowackiego i jestem zachwycona różnicami, które występują na płaszczyźnie wulgaryzmów, co może doprowadzić do pewnych nieprzyjemnych sytuacji. Ale o tym innym razem.
Obrazki:
Dziewczęta w składzie T.&D. udały się na kolejną niezbadaną wyprawę. Cel- stolica, bo kiedyś w końcu wypada.
Samo miasto oczywiście urokliwe, starówka wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO robi wrażenie, ale czegoś zabrakło.
Ludzi !
Nie wiem czy poza Grindelwaldem widziałam tutaj tak opustoszałe miasto. A panna D. nienawidzi pustych ulic (co nie znaczy, że kocha tłumy). Jednakże mnie potrzeba ruchu, kolorów, zmian, form aktywności. Tu dało się odczuć złowrogą dla mnie ciszę. Winę zrzucam na niedzielę.
Starówka
Zytglogge
Zytglogge
Zytglogge
Zytglogge
Dziewczęta skuszone zachętą zamieszczoną w przewodniku, by udać się przed zegar kilka minut przed pełną godziną i zobaczyć, jak ruszają się figurki (po prawej) po 3 h zwiedzania ruszyły.
Z każdą minutą oczekiwania rosło napięcie i ekscytacja. W tymże czasie okazało się także, że nie tylko one zwiedzają dziś stolicę (a tak im się właśnie zdawało). Przybywało turystów, aparatów podniesionych w górę, kamer video. I wtedy stało się: figurki zatańczyły. Trwało to może jakieś 10 sekund.
D: eeee ?
T: to już koniec?
D: tak...
T: no ale wszyscy dalej stoją i czekają.
D: bo głupio im przyznać, że byli równie naiwni jak my.
T: ale może to jeszcze nie koniec.
D: a czego się spodziewałaś ? Fajerwerków ? Eksplozji ?
T: niesamowite.
D: nie zasnę z wrażenia.
T: muszę to wszystkim opowiedzieć.
D: najpiękniejsza chwila w mym życiu, nic piękniejszego się już nie zdarzy. Brawo !!! Fala !!!
T: musimy tu wrócić za godzinę.
D: jakby tak ktoś się odwrócił na 5 sek. to by nie zdążył tego zobaczyć.
I tak sobie właśnie dyskutowałyśmy o atrakcji roku.
urokliwych uliczek nie brakowało
Die Kirche St. Peter und Paul
Die Kirche St. Peter und Paul
Ciao !
Panna D.
Wróć tam w sierpniu. Przejść nie można spokojnie, tak tłoczno ! Wszędzie muzyka, drobni handlarze uliczni, jacyś przebierańcy.
OdpowiedzUsuńPogoda i pora roku niestety robią swoje.
Też tak masz, że ostatnio na okrągło Polaków spotykasz?
Pozdrawiam ! =)
Och tyle, że ma lista taaaaka długa ! :) Ale na pewno kiedyś wrócę.
OdpowiedzUsuńHmmm teraz raczej nie, choć ostatnio spotkałam 2 Polki w tramwaju, gdy uczyłam Słowaczkę wymawiać słowo RĘKA. Zainteresowały się ^^
Ale lubię zaczepiać, jak jakiś spotykam.