wtorek, 22 marca 2011

Najpiękniejsze miejsce w Zurichu ;)

Nie napiszę o tym, że dnia wczorajszego udając się do miejsca pracy już na przystanku usłyszałam płacz dochodzący jakby z okolic mieszkania. Gdy zaś zbliżyłam się do drzwi omal nie doszło do pęknięcia mej błony (!) bębenkowej. Drogą selekcji poznałam obiekt płaczący (po odgłosie łkania), pozostało jeszcze poznać przyczynę.
Wdech. Wejście smoka.
Mini maxi: Papi, nie idź pracować !!!

Przyczyna poznana.
Cel- unikanie obiektu wyjącego jakkolwiek trudne i niewykonalne się to wydaje.
Po 25 min. (papi powiedziałby, że po 5, ale wiadomo mężczyznom czas płynie inaczej), kiedy to za papim zamknęły się drzwi do wycia dołączyło walenie rękami o ściany, tupanie, tarzanie się po podłodze, próba ucieczki z mieszkania, bezdech, jąkanie się, krzyki, szaleństwo i wariactwo.
Panna D. pozostawała niewzruszona. Na wszelki wypadek zamknęła tylko drzwi na klucz, pozamykała także wszystkie okna, jakby dziecko miało myśli samobójcze i czekała na dalszy obrót sprawy.
Po jakiś 5 minutach mini- mini postanowiła dołączyć do siostry prawdopodobnie myśląc, że to jakiś konkurs na to, kto głośniej krzyczy. Tworzyły wspaniały chórek skutecznie zagłuszając pracę remontowe trwające na 2 ulicach, przy których stoi kamienica.
Panna D. pozostała niewzruszona.
I po tym wszystkie wciąż nie mogę się nadziwić, że u dzieci tak nagle może dojść do zmiany nastroju. Mini- maxi po jakimś czasie rzekła do znudzonej całą sytuacją Panna D.:
Mmx: maybe puzzle ?

Ale przecież o tym nie napiszę, bo dzisiaj doszedł do mnie fakt, że mieszkam w najpiękniejszym miejscu w Zurichu. Otaczają mnie przepiękne stare domy, gospodarstwa rolne, pola, mnóstwo drzew.
I cisza. Cudowna, niosąca ukojenie cisza :)
A to wszystko minutę od mojego akademika.


Widok na jezioro i Uetliberg, ogromne drzewo, pod którym znajdują się ławki, z których Panna D. uwielbia korzystać, konie, kozy, lamy, owce, różnego rodzaju ptactwo i kwiaty ! Setki kwiatów.


Jednocześnie dzięki tramwajom/autobusom mogę dostać się w ciągu 8 minut do centrum miasta, pociągom droga ta zajmuje 3 minuty.
I gdy tak spaceruję po mych okolicach dochodzi do mnie jak wielką szczęściarą jestem. Tyle piękna nagromadzonego w jednym miejscu.
Anna Shirley narodziła się na nowo :)



A na zakończenie:
"Tatuś raczył wyjść z domu. Beze mnie!"
Ach cóż to była za histeria ! Cóż za krzyki ! Cóż za decybele !

Pozdrawiam, Panna D.

3 komentarze:

  1. też chcę żonkile ! :D wyślesz?
    jako dość cierpliwa osoba muszę przyznać, że jednak ten nadmiar płaczu byłby nie do zniesienia. wolę sobie tego nawet nie wyobrażać. :D
    Good to see you again Anne !:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie mogę rwać ! Po 4 dniach tej histerii ja także mówię, iż jest to nie do zniesienia. Ratunku !!!!!!!!!
    Pozdrawiam, Anna Shirley :)

    OdpowiedzUsuń