środa, 9 listopada 2011

Przystanek III- Siena cz. I


Siena od kilku lat gościła w czołówce listy "włoskie miasta, które koniecznie muszę odwiedzić". Ba od dłuższego czasu znajdowała się na pierwszej pozycji. Toskańska perełka, w której pokładałam wielkie nadzieje. Dla większości turystów numer jeden Toskanii to Florencja, ale duża część mieszkańców tego regionu przypisuje ten numer Sienie.
Miasto pokochałam w wieku 16 lat, kiedy to w mej głowie zagościł pomysł studiowania na tamtejszym uniwersytecie. Przez kilka dni wertowałam kolejne strony internetowe, mapy szukając wszystkich niezbędnych informacji. Niestety strona uniwersytetu była w języku włoskim co szybko spowodowało, że brakło mi cierpliwości w tłumaczeniu i zaniechałam tego pomysłu (oczywiście już wtedy uważałam język włoski za najpiękniejszy na świecie).
Jakaż więc była moja radość, gdy moja host- rodzina postanowiła udać się na termy. Pierwszy raz byłam wdzięczna, że moje zatoki są w opłakanym stanie. Pozostawiono mnie w Sienie i mogłam samotnie rozkoszować się poznawaniem miasta. Kierując się gdzieś w stronę centrum (stwierdziłam, że szkoda czasu na poszukiwania inf. turystycznej skoro można spożytkować go na zwiedzaniu) pierwszym miejscem, na które natrafiłam był właśnie uniwersytet. Studenci prawdopodobnie zasiadają już w salach, bo nie spotykam nikogo.

Jak Siena to Il Campo. Słynny plac otoczony zabytkowymi kamieniczkami i Torre del Mangia (wieża). Kilkadziesiąt kawiarenek, ristoranti i turyści (także ci z Polski;)). W Zurichu chodzimy poleżeń na trawie. Tutaj całymi dniami można spotkać turystów i mieszkańców wylegujących się na środku placu.




Kolejne kręte i ciemna uliczki prowadzą mnie do chluby Sieny- XXII wiecznego Duomo. Jak chyba każda włoska katedra (czy to ta w Mediolanie, Como czy Orvieto) wzbudza zachwyt. Biel wspaniale komponuje się z błękitem nieba.





Nie można nie wejść do środka. No tak i biglieti. Zapomniałam już, że za przyjemności trzeba płacić. Wnętrze robi jeszcze większe wrażenie. Cudowne ścienne malowidła, gwiaździsty sufit, liczne ołtarzyki i zwiedzający. Masa zwiedzających.




























Niestety mój aparat nie jest przystosowany do robienia fotek we wnętrzach. Piękno onieśmiela nawet jego.

Do tematu Sieny jeszcze powrócimy. A przynajmniej ja. 
Pozdrawiam, Panna D.

4 komentarze:

  1. Siena zawsze piękna, zdjęcia też ! :)
    Zastanawiam się, czy to mój aparat płata mi figle czy ja zbyt emocjonalnie, naciskam spust, albo za lekko albo rozedrganym palcem.
    Posiedziała bym na Il Campo, ten zapach, te odgłosy, to niebo....

    OdpowiedzUsuń
  2. Siena czaruje.
    Ja ze swoim aparatem też miewam problemy. Ostatnio nie chce ze mną współpracować i zbyt szybko się męczy...

    Ja także często powracam na Il Campo. Niestety tylko we wspomnieniach i czytając książki. Uwielbiam to miejsce. Kocham obserwować mieszkańców i turystów.

    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  3. wielki cień na jednym ze zdjęć-jak łapa potwora :) Grasuje tam jakaś godżilla? :D
    CO prawda do Włoch mnie nie ciągnie, ale chętnie pochodziłabym tymi uliczkami, łapała i słońce i cieszyła się wszechobecnymi kawiarniami :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jestem pewna, że jakbyś była to byś się zakochała! I to po pierwszych godzinach.

    Żeby to jeden potwór tam grasował ;)

    OdpowiedzUsuń