Pozostanę więc przy zdjęciach. Na dobry początek: Lugano (jeszcze Szwajcaria, ale już Włochy :))*.
Miasto znajdujące się w kantonie Ticino. Miasto, z którym wiązałam ogromne nadzieje. Nie zawiodłam się.
Cudowne połączenie szwajcarskiego porządku z włoską atmosferą.
Pierwsza przygoda z couchsurfingiem. Nieco zdenerwowane, nie do końca pewne czy nasza decyzja dot. osób, u których miałyśmy spać, czekałyśmy na dworcu w Lugano na wybawiciela numer 1. Włoch z krwi i kości. Niezwykłe ciepły, przemiły, z rewelacyjnym poczuciem humoru. Dający nam to, czego chciałyśmy- wolną rękę i duże poczucie swobody. Skrępowanie zniknęło po jakiś 3 minutach, w jego miejscu pojawiła się ulga i radość, że trafił nam się ktoś tak wyjątkowy.
Przejdźmy więc do obrazków. Lugano, pierwszy rzut, pierwsze spostrzeżenia:
Wieczorny spacer po mieście pozwolił nam na zapoznanie się z okolicą co ułatwiło nam odkrywanie miasta w kolejnym dniu. Zgodnie z sugestią przyjaciół naszego nowego znajomego udałyśmy się do Gandrii- maleńkiej wioski leżącej tuż nad jeziorem, ale to materiał na inną historię. Resztę dnia spędziłyśmy rozkoszując się pysznymi lodami, włoską pastą, chłonąc niezwykłe widoki i tocząc filozoficzne rozmowy na wszelkie tematy.
Park miejski:
A presto !
Oczarowana Panna D.
* dwa w jednym
niesamowite! chętnie poczytałabym więcej
OdpowiedzUsuńa Como? napisz i o tym, proszę =)
u mnie relacja będzie także za tydzień, zapraszam!
Justyna- notki dot. Gandrii i Como pojawią się niebawem. Muszę trochę ponadrabiać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło ! :)
.. jak już mówiłam 'aj hej ciu'! Pocieszam się tym,że u nas też równie słonecznie :)
OdpowiedzUsuńPociesz się tym, że u nas pada ;) Nie ma to jak weekend.
OdpowiedzUsuń:*