sobota, 7 sierpnia 2010

START ;)

Gdyby Pannie D. pół roku temu, oświadczył ktoś, że:

* język włoski odejdzie na dalszy plan, prym zaś wiódł będzie język niemiecki,
* w marcu przyjdzie jej zmierzyć się z jedną z największych przygód w jej nie tak krótkim życiu i D. wyjedzie do Genewy w towarzystwie 15- letniego Olka i jego rodziców, by zwiedzić CERN. Wydarzenie to zaś doprowadzi do krótkiego, ale jakże burzliwego i namiętnego romansu- D. + fizyka= miłość (przyjaźń trwa dalej),
* D. większość maili pisać będzie w języku angielskim i włoskim,
* D. przeprowadzi kilka telefonicznych rozmów w tychże językach (o ile za rozmowę uznać można powtarzanie 'non capisco' w odpowiedzi na 5. minutową wypowiedź pewnej zdesperowanej Włoszki),
* Panna D. postanowi realizować marzenia już teraz, zgodnie z zasadą, która zakłada, ŻE NA MARZENIA NIGDY NIE JEST ZA WCZEŚNIE. Co ostatecznie doprowadzi do wyjazdu do Szwajcarii...
z całą pewnością D. popatrzyłaby na owego osobnika z miną pełną litości i bez ukrywania ironii spytałaby go: coś ty się człowieku z choinki urwał ?*
A jednak faktem jest to, że D. od 1,5 miesiąca uczęszcza na język niemiecki (na włoski czasu nie wystarcza), była w Genewie, pokochała to miasto, jak tylko wyszła z samolotu, a miłość ta wciąż trwa, polubiła fizykę ! (ale wyłącznie tą ciekawszą), stara się pisać maile po angielsku (damn it!). D. postanowiła też spróbować, postawić krok do przodu i zmienić coś w swym życiu.

Po raz kolejny wyjeżdża do Szwajcarii, jednak tym razem nie do Genewy i nie na 4 dni. Teraz celem jej jest niejaki Zurich, gdzie D. planuje spędzić najbliższe 365 dni. Sprawować będzie opiekę nad dwójką małych i przeuroczych (łudź się dalej) dziewczynek (co ją martwi coraz bardziej), a także uczęszczać do szkoły językowej. Można by rzec, że decyzja podjęta została spontanicznie. Głównym bodźcem rzecz jasna stał się krótki pobyt w Genewie










zasmakowanie "innego świata" i napotkanie na ludzi cholernie szczęśliwych i cholernie otwartych (wie, że to subiektywna opinia, ale na razie postanowiła się nią karmić). Dodatkowo zewsząd napływały do niej słowa, myśli, cytaty nawiązujące do zmian i podjęcia ryzyka.

Początkowo celem wyprawy stała się jej ukochana Italia, a D. opuścić ojczyznę miała wyłącznie na 3 miesiące, ale jak wiadomo życie potrafi nas zaskakiwać i w skutek wielu wydarzeń D. zmieniła kierunek (choć nie do końca) i przedłużyła nieco czas emigracji.

Panna D. odliczając dni 24 !, kompletując rzeczy, czytając o Szwajcarii, rozmyślała także o tym, by założyć kolejnego w jej życiu bloga, w którym opisywać będzie PRZYGODĘ JEJ ŻYCIA. Nie wiem czy wytrwałość jej na to pozwoli, ale pozostaje mieć nadzieje, że przywiezie z owej podróży nie tylko doświadczenie, ale i wspomnienia, które nanosić będzie także na tego bloga.
Witam więc serdecznie i zapraszam w me skromne progi. Czujcie się, jak u siebie w domu :)
Pozdrawiam, Panna D.



* wersja ocenzurowana** Hasło to pannie D. jest dobrze znane i chętnie przeze nią stosowane.
** niestety Panna D. należy do grona osób, które mimo tego, że wulgaryzmami gardzi (a raczej gardzi tymi, którzy pewne słowo na k. traktują jako przecinek) to CZASAMI ich używa. By choć w niewielkim stopniu się usprawiedliwić doda, że nie zawsze jest to zamierzone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz